— Już rok? Kiedy niby? — Przysunęła się odrobinę, uśmiechając się błogo, rozmywając w przestrzeni. — Doskonale pamiętam, chciałeś zaimponować, a tu się nie udało, trafiłeś na pannę znającą język doskonale. — Niezwykle upokarzające, jednakże ja chciałem jedynie zaprosić do tańca, nie prowadzić skomplikowanej konwersacji w języku Napoleona. Dłoń wylądowała na mojej twarzy, palce przejechały delikatnie po brwi, w miejscu, które doskonale pamiętałem, bo trwała na nim blizna, pamiątka jednej z bójek, gdy jeszcze chciało mi się strzępić nerwy na takie pierdoły, a ego miałem zdecydowanie zbyt duże i samo hasło „kapiszon” wzbudzał u mnie ataki agresji. — Nivanie Oakley, czy uczyniłbyś mi tę przyjemność i zatańczyłbyś ze mną kiedyś, przy następnej okazji, jeszcze ten jeden raz? I nie chciałabym, żeby to był ostatni. Ładnie proszę. Bardzo ładnie. I może dostaniesz coś w zamian, co ty na to? — Drgnąłem, bo jakby dziewczyna czytała mi w myślach, autentycznie. I nie wiedziałem, czy powinienem to zlać, czy zacząć się bać o własne dupsko, bo myśli często miałem nieczyste, wręcz zbereźne.
— Zawsze, Wando Przewalska, zatańczę z tobą przy każdej możliwej okazji. Popłynę z tobą wszędzie i nie mam zamiaru oczekiwać za to zapłaty, za kogo ty mnie uważasz? — Przysunąłem się delikatnie, bo tęskniłem za drobnym ciałem, które porządnie wyprzytulałem jedynie raz, na krótkiej nocy filmowej. Jednakże wiedziałem, że podejmowanie decyzji o ruchach nie należy do mnie, bo to dziewczyna ciągała za sznurki i zezwalała.
Inaczej bym nie potrafił.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz