— Zawsze, Wando Przewalska, zatańczę z tobą przy każdej możliwej okazji. Popłynę z tobą wszędzie i nie mam zamiaru oczekiwać za to zapłaty, za kogo ty mnie uważasz? — zapytał z jeszcze ładniejszym uśmiechem na twarzy, a ja się rozpłynęłam, bo mogłam go tylko odwzajemnić. I zrobiłam to. Z ogromną przyjemnością, bo jak to tak nie odwzajemnić takiego ładnego uśmiechu? Wstyd, wstyd i jeszcze raz wstyd!
Przysunął się, jeszcze bliżej, a ja poczułam jego spokojny oddech na mojej twarzy. I błękitne oczy stały się głębsze, cieplejsze, jeszcze bardziej kuszące. I po raz tysięczny jakiś zagubiony kosmyk spadł na moją twarz. Zjechałam dłonią z brwi chłopaka na jego policzek, teraz bez żadnego przymusu, bez szoku, wszystko z moją kontrolą, bo jej potrzebowałam, bo w każdej chwili miałam możliwość ucieczki, zrezygnowania z tego wszystkiego, ale jakoś nie chciałam tego robić.
— Za Nivana Oakleya, jedynego w swojej osobie, nieprzewidywalnego, ukochanego, cudownego i szalonego niebieskookiego chłopca — odpowiedziałam szeptem, rozwiewając słowami ciszę, która przez chwilę pomiędzy nami zapadła. — I to wszystko z magicznym naj, bo dla mnie na to zasługujesz — dodałam po chwili, parskając śmiechem, cały czas dotykając policzka i cały czas spoglądając w te oczy, które od samego początku mnie wciągnęły w morską toń.
I chyba mogłam w niej zatonąć, bo woda była nawet kusząca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz