Ta cała zabawa w kotka i myszkę była cudowna, fascynująca i niezwykle ekscytująca. Bo kto pierwszy odpuści, kto nie wytrzyma i podda się drugiej jednostce?
Dłoń enty raz tego wieczora wylądowała w moich włosach, twarz przy twarzy, a oddech na skórze. Uśmiechaliśmy się za dużo i zbyt szeroko, a poliki dawały o sobie się we znaki, ale co poradzić, skoro Wanda była tego wszystkiego warta?
— A ty? Co by było, gdybyś mnie chciał? Gdybyś powiedział „tak”, tak jak ja bym powiedziała? — mruczała, szeptała, bawiła się moimi włosami i wkładała w to wszystko cały urok osobisty, jakim dysponowała w tym momencie. A było go od cholery. Kipiała nim, wylewało się na wszystkie strony, wypływało drzwiami i oknami pokoju, bo nawet on nie był w stanie go pomieścić, a przyjmowanie go w małych dawkach było wręcz niemożliwe.
Ułożyłem dłoń między łopatkami, zaczynając powoli zjeżdżać w dół. Niżej. Niżej. Niżej. Do talii, na której się zatrzymałem, wymasowałem jej „nerki” i uśmiechnąłem się uśmiechem numer sto dwadzieścia osiem, a następnie zassałem dolną wargę, przygryzłem ją delikatnie i uniosłem brwi, bo dotychczasowe pogrywanie było nudne, jałowe, bez większych emocji.
— Ty mi odpowiedz na to pytanie, Wandziu — odparłem bez wahania, dalej masując dół jej pleców. — Co by było, gdybym powiedział „tak”? — Nie mam zamiaru przegrać tej gry.
Nie tym razem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz