Co mogłem powiedzieć więcej, cała moja złość z tego roku skumulowała się w tym jednym, dosyć prozaicznym momencie. Bo co więcej mogłem powiedzieć, gdy wszystko na raz zwaliło się na głowę? James znikał coraz częściej, błądząc oczami za kij wie kim, z kolei Mińsk szukał tylko osób, które mógłby wywalić za fraki przez okno. Nadal nie wiedziałem czy to menopauza, czy to zbliżająca się wizyta Cesarza przyprawiała go o takie zachowania. No i nadal zostawał Foma, który mizerniał w oczach, strachająca się coraz bardziej Kota Wanda. I ja, po środku tego całego bałaganu, w dodatku z miną pod tytułem: "A dajcie mi wszyscy święty spokój".
Więc co mogłem zrobić, oczywiście, że zostawało mi tylko mu przypierdolić, bo przecież profesor był jak na rękę. I w ten sposób nawet się nie zorientowałem, kiedy moja pięść zetknęła się z nauczycielskim policzkiem, ale zaliczało się to do jednych z najlepszych odczuć w tym dniu. Tygodniu. Miesiącu. Może nawet semestrze.
Ach, dlaczego nie zrobiłem tego wcześniej. Dopiero po chwili zrozumiałem, że profesor leży na ziemi, ja ciężko dyszę i oboje gapimy się na siebie, zupełnie jak w jakimś amoku. Przełknąłem głośno ślinę, właśnie orientując się, że w sumie to uderzyłem wilkołaka. Prawdopodobnie wściekłego wilkołaka, który w każdy momencie może rzucić się na mnie z pazurami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz