poniedziałek, 8 stycznia 2018

12/10 [28]

Drgnięcie. Oczekiwana reakcja, na którą zareagowałem wręcz natychmiastowym uśmiechem, bo tańczyła, jak jej zagrałem, ciągana za sznureczki, prowadzona w powolnym tangu, danse macabre, et cetera.
— A ty? — wymamrotała nagle, sapnęła mi tuż przy uchu, zamilkła. Zastukałem palcami o brzuch, rozejrzałem się po pokoju. Typowo damsko udekorowane, schludne, nie licząc rozsypanych na pościeli prażynek krewetkowych. Będę do końca życia je wyklinać, co za paskudztwo.
Tymczasem w filmie panienka z dziwnym nazwiskiem dawała po pysku paszczurowi, z którym i tak koniec końców będzie razem żyć, długo i szczęśliwie, jak to mówi każda zakłamana przepiękna bajka.
Odsunęła się delikatnie, spojrzała w moje oczy, na twarzy wymalowany był grymas, którego zdefiniować najzwyczajniej w świecie nie byłem w stanie.
Miziała, gładziła, stukała kark, sunęła delikatnie palcami po mojej twarzy. Po ustach, po policzkach, po kościach policzkowych, po bliźnie na łuku brwiowym. Odpływałem, znowu, mięknąc i topiąc się pod jej dotykiem, chociaż nie powinienem, bo obiecałem coś innego i jej i sobie. Miałem być obecny. Miałem być trzeźwy. Miałem działać, grać, funkcjonować na najwyższych obrotach, byle nie dostrzec przeklętego napisu "Game Over".
— A ja? — mruknąłem, odchylając delikatnie głowę, uginając się pod dotykiem miękkiej skóry. — A ja co, Wandziu? — Bezczelnie wlepiłem spojrzenie w jej oczy, nie przyjemnie, nie łagodnie, jak do tej pory. Świdrująco. Hipnotyzująco. Drażniąco. Bo lenistwo mi się przejadło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis