Oburzone prychnięcie i przewrócenie oczami do tego stopnia, że przez chwilę mignął mi widok samych białek dziewczyny. Nieco speszona minka Wandy za chwilę przeobraziła się o sto osiemdziesiąt stopni, a mi przyszło przeżyć i doświadczyć wandziowe figle.
Nachylająca się nade mną sylwetka, lekko przymknięte oczy, sprytny uśmiech wirujący na jej buźce i dłoń. Cholerna dłoń, która tak wymownie przejechała po moim policzku, przeczesała włosy, wylądowała na napiętym, jak zawsze zresztą, karku.
— A jakbym chciała? — zamruczała kocio. Kocio. Czy dosłownie każdy w tej placówce musiał mieć w sobie coś z tego małego drapieżnika? Przechyliła głowę, niebezpieczny błysk pojawił się w jej oku, a mi zostało jedynie unieść nieco brwi, będąc całkowicie oczarowanym jej małym „tańcem” i wplątywaniem złotych kosmyków w moje emocje. — Gdybym powiedziała „tak”, to co byś zrobił? Nivan? — Drgnąłem. Coś pękło. Moje imię, wyszeptane prosto na ucho, wypływające się spomiędzy tych słodkich warg, z typową dla nich dźwięcznością, melodyjnością.
Zastanowiłem się przez chwilę, słuchając tak przyjemnego oddechu dziewczyny. Spokojnego, dość płytkiego, a jednak wolnego, jakby potrzebowała bardzo małych ilości tlenu. Blond kosmyki łaskotały moją twarz, jak i ramiona, latały wszędzie, często się elektryzowały.
W sumie to z chęcią bym ją uczesał, chociaż raz.
Odwróciłem delikatnie głowę, musnąłem ustami jej małżowinę, którą przykrywały grube pasma włosów. Przycisnąłem je mocno, odetchnąłem cicho.
— Spełniłbym twoją prośbę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz