poniedziałek, 8 stycznia 2018

Kawałek po kawałku [1]

Nie, nie, nie, nie mogłem przecież tego zrobić, nie mogłem tego zgubić, Heather mnie zabije, Foma mnie zabije, Dexter mnie zabije, wszyscy mnie pozabijają, a przede wszystkim ja samego siebie i to w dodatku za bezdenną głupotę. Powinienem oddać je wcześniej, powinienem powstrzymać tą cząstkę chciwości z tyłu umysłu, która przecież twierdziła, że oni jej nie znają, że nie mają do niego prawa, a teraz ich nie było i wiedziałem, że nie skończy się to dobrze. 
A poza tym były plotki. Plotki, które w sumie aż tak mnie nie obchodziły, ponieważ doskonale znałem swoją pozycję w szkolnym łańcuchu pokarmowym, nie istniała możliwość, która wyrzuciła mnie z bezpiecznego gniazdka uwitego w głównym biurze Rady Samorządu. 
Doświadczenie, taktyka, to wszystko zdobywane całymi latami i dekadami, starając się nie stracić ani jednego dnia z życia. A potem przyszła rutyna, nuda, świadomość, że wszystko wokoło przemija, włącznie z ludźmi, których kochałem, na których mi zależało, oni starzeli się, umierali, a ja mogłem tylko patrzeć ze świadomością, że lustro nadal pokaże mi ten sam obrazek. 
Rozmawiałem, bawiłem się, odbębniałem szkolne obowiązki i właśnie wtedy świat stanął na głowie,
Przewalska, znowu, mogłem się tego spodziewać. 
— Zamknij drzwi, wiem, że nie masz z tym problemu — powiedziała chłodno. — Panie Hopecraft, naprawdę nie podejrzewałam pana o roznoszenie plotek jak ta stereotypowa, głupia dziewczyna z tych wszystkich filmów dla dzieci. — Przewróciłem oczami, naprawdę będąc zbyt zmęczonym na użeraniem się z gówniarą. Pstryknięciem palcami zamknąłem drzwi.
— Błogosławieni, którzy wiedzą o co chodzi — odwarknąłem niemrawo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis