Cudowna Wanda Anastazja Przewalska zaczęła gładzić i przeczesywać moje włosy. Jej ciepły oddech dalej obijał się o moje usta, muskał je delikatnie, otaczał ukojeniem i poczuciem błogości. Było dobrze. Było wspaniale. Błagałem, by ta chwila trwała w nieskończoność, by blondynka się nie odsuwała, już nigdy, tak właściwie.
— Uwielbiam cię, Niv — wyszeptała nagle, prosto w moje usta. Jej słowa zadrżały w powietrzu, miło opatuliły uszy.
Wszystko było tak łagodne, tak bezproblemowe, tak proste. Tak wspaniałe i idealne w swojej nie perfekcyjności. Bo siedzieliśmy na chrupkach. Bo w tle leciał beznadziejny film. Bo byliśmy z różnych światów.
Roztapiałem się pod jej dotykiem. Przepływałem przez jej palce. Gotowałem się w środku.
— I zawsze masz o tym pamiętać, dobrze? — Dłoń ponownie przepłynęła przez granatowe fale na mojej głowie, znowu rozplątała obijające się o siebie, agresywne myśli, które rozpychały moją głowę. Mruczałem nieświadomie. Było przyjemnie. Było mi tak dobrze.
Męska dłoń powędrowała do drobnego policzka. Kciuk przetarł delikatnie skórę, wzgórek na kości. Reszta palców wplątała się w burzę złotych kosmyków. Otworzyłem oczy, by napotkać się ze spojrzeniem przepełnionym niepewnością.
— Ja ciebie też, Wandziu. Uwielbiam cię. Ubóstwiam cię — zamruczałem nisko. Kocham cię.
Zastukałem palcami o własny brzuch, przewróciłem oczami i zerknąłem na nastolatkę.
— Beznadziejny ten film, nie uważasz? — spytałem, chociaż odpowiedź była przecież tak oczywista. Dziewczyna dalej podchrupywała te paskudne prażyny krewetkowe i pokiwała głową. Leżeliśmy z laptopem pomiędzy naszymi nogami.
Wyczekujące spojrzenie. Wiercące dziurę w profilu Wandy, która koniec końców na mnie zerknęła.
— Co, chcesz jakieś specjalne zaproszenie? Myślałem, że skończymy jak w tych wszystkich filmach i serialach, przytulając się i nie zwracając uwagi na te „dzieła”, które zasługują tylko i wyłącznie na Złotą Malinę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz