Jego dłoń musnęła mój policzek, a ja zadrżałam, ale nie uciekłam, bo palce były ciepłe i kuszące, przyjemne. Kciukiem potarł skórkę, dotykając kości policzkowej, a druga dłoń zaplątała się w moje włosy, bawiąc się nimi. Otworzył oczy, przez co te zielone spotkały się z niebieskimi. Cisza i jedyne, co słychać było to nasze spokojne oddechy muskające skórę.
— Ja ciebie też, Wandziu. Uwielbiam cię. Ubóstwiam cię — mruknął i ładnie się uśmiechnął, a po tym uciekł, odsunął się, a mi zrobiło się chłodno. Bo to mogłoby jeszcze trwać, nigdy się nie kończyć.
— Beznadziejny ten film, nie uważasz? — zapytał nagle, a ja nie odpowiedziałam, bo przecież nie ma sensu mówić oczywistości. Pokiwałam tylko głową. Nie odzywając się, bo chyba było mi troszkę smutno.
Wpatrywałam się w ekran, ale filmu nie oglądałam, chodziłam gdzieś w moim umyśle, daleko, bardzo daleko i rozmyślałam, biorąc w łapkę ukochane prażynki krewetkowe. Czy poczułam jego palące spojrzenie, czekające na ruch z mojej strony? Oczywiście. Ale czy chciałam odpowiedzieć, bo oboje doskonale wiedzieliśmy, że w końcu skończy się to dla nas źle i to wszystko się rozsypie w proch?
Obróciłam się i spojrzałam się na niego pytająco, jakby nie wiedząc o co chodzi.
— Co, chcesz jakieś specjalne zaproszenie? — zapytał, a ja podniosłam prawą brew, tą z blizną. — Myślałem, że skończymy jak w tych wszystkich filmach i serialach, przytulając się i nie zwracając uwagi na te „dzieła”, które zasługują tylko i wyłącznie na Złotą Malinę — dopowiedział po chwili, a ja uśmiechnęłam się niewinnie i tylko troszeńkę przybliżyłam się do chłopaka.
— Więc na co czekasz? — odbiłam piłeczkę w jego kierunku, gryząc się szybko w policzek, bo to w końcu pójdzie za daleko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz