— Tak dla przypomnienia, taką samą muzykę Foma z Dexterem puszczają mi pięć na siedem nocy w tygodniu — mruknął, chrypiąc, jak nienaoliwione drzwi. Ściągnąłem usta w dzióbek, słysząc ten przyjemny dla ucha dźwięk. Uwielbiałem chrypę, szczególnie poranną, ale taką również nie gardziłem. Chrząknął cicho, dopił trunku, zakołysał szklanką, mrużąc przy okazji czekoladowe oczy.
— No błagam cię. — Odchyliłem głowę, eksponując mocno szyję. — Nie porównuj tego nieudolnego klikania w klawisze, licząc na to, że wyjdzie z tego "Mrugaj, mrugaj gwiazdko ma" do mojej Chopinowskiej Nokturny op. 9. — prychnąłem, śmiejąc się cicho i drapiąc przy okazji po skroni. Wręcz mogłem usłyszeć, jak ciągle pijący facet, przewraca oczami, całkowicie tracąc jakąkolwiek wiarę w moją osobę. Wzruszyłem ramionami i odłożyłem szklankę, z której za dużo nie uszczknąłem, zgniotłem peta w popielniczce i przeciągnąłem się, wyginając kocio plecy. Kark mi zesztywniał, mięśnie na plecach się spięły, ramiona bolały, jak zazwyczaj zresztą. Powinienem się wyluzować. Alkohol nie pomagał, nie potrafiłem chociaż trochę odetchnąć, bo coś z tyłu głowy ciągle szturchało mnie w stronę wiecznego stresu.
Dźwięk otwieranych drzwi. Moje powieki, jak i brwi drgnęły, Hopecraft skinął głową i znowu zanurzył nos w szklance. Zerknąłem niepewnie na mojego towarzysza, który tylko wzruszył ramionami, bo widocznie naprawdę nie wiedział, co powinien tak właściwie robić.
Spizgam się.
Dialog między Dexterem i Fomą został nagle przerwany przez dwa głośne, głębokie sapnięcia, jedno krótsze, płytsze i gardłowo—mruczące jęknięcie.
Nie śmiej się Oakley, nie śmiej się kurwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz