piątek, 22 grudnia 2017

Pan do wynajęcia [14]

— Zmiana planów, naucz mnie, chyba muszę się napić, Boże. — Uśmiechnąłem się na słowa mężczyzny, pokręciłem głową z rozbawieniem. Wyglądał na bardzo zagubionego, bardzo przerażonego i bardzo zawstydzonego, jakbym zaraz miał zacząć oceniać go tylko przez pryzmat potrzeb seksualnych.
Ja tam ludziom do łóżek nie zaglądam.
— Masz wolną rękę, robisz i szalejesz, jak bardzo tylko chcesz, ja narzekać nie będę, zdanie Fomy i Dextera obchodzi mnie tylko w granicy wnerwienia ich, a piętro jest praktycznie puste. Czuj wiatr we włosach, wolność czy coś tam. Potrzebujesz czegoś jeszcze? — Poczucie satysfakcji z wypowiedzianej kwestii było ogromne, a dobór słów skutecznie mnie rozbawił. Byłem dzisiaj w iście szampańskim nastroju, nie ma co.
— Zapalić. No i napić się. — Odrobina podchmielenia była potrzebniejsza, niż mogło się wydawać, bo co jak co, ale nawet ja potrzebowałem kopniaka, a bawienie się w wydawanie dźwięków bardziej, bądź mniej dziwnych, przyprawiało mnie o delikatne rumieńce, szczególnie że ze zlecenia i w towarzystwie Hopecrafta. Skinął głową. Chyba obaj tego potrzebowaliśmy.

Siedzenie w kiblu samorządu z podciągniętymi pod brodę kolanami, Hopecraftem przed sobą, flaszką w dłoni i papierosem w ustach, szykując się na akcję godną Agenta 007 [nie]. Lepszej sytuacji nie byłem w sobie stanie wyobrazić.
— Ja pierdolę. — Nie byłem w stanie powstrzymać cichego śmiechu, bo to wszystko było tak absurdalne i głupie i absurdalnie głupie. Odstawiłem butelkę i przetarłem twarz dłonią. — Mam nadzieję, że jesteś gotowy na istną symfonię dla twych biednych, zmarnowanych zgiełkiem korytarzy, uszu. — Uśmiechnąłem się i zamruczałem nisko, gardłowo, tym samym lekko się "nastrajając".
O czym ja pieprzę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis