— Rozgość się na razie, usiądź, gdzie ci wygodnie. Przepraszam za drobny burdel w pokoju, niepoogarniane mamy. — Pstryknął, a tuż przed nim pojawiło się krzesło. Nie wiem, co mnie bardziej dziwiło, to, że mógł pstrykać w tych, jakże szykownych, skórzanych cudeńkach, czy może fakt, że mebel się tak po prostu zmaterializował, jak gdyby nigdy nic. Moje oczy prawdopodobnie były wytrzeszczone, a mózg orbitował gdzieś w okolicach Lotaryngii. — Szczerze mówiąc, nie zaplanowałem tego aż tak dokładnie. Dexter z Fomą wrócą dopiero za jakąś godzinę, wystarczy zamknąć się w łazience i upewnić się, że wyraźnie usłyszą, gdy będą wchodzić. Potem trochę pohałasować sugestywnie. A Foma raczej wyciągnie Dextera za fraki i wrócą dopiero jutro. Z takich większych rewelacji, to w sumie nie wiem. Mógłbym ci pomóc, ale nie za bardzo się na tym znam. — Skończył kazanie, drapiąc się niezręcznie po karku. Ja dalej gapiłem się na krzesło, na którym siedział, z podziwem i dziecięcą fascynacją.
— Czym ty jesteś — bąknąłem niby do niego, ale raczej do siebie. Zastanawiałem się na głos, nie spuszczając wzroku, tym razem, z blondyna.
Wypstrykasz mi piwo? Albo zgrzewkę. No i wódkę. Tak, wódkę. Długo tak masz? Dlatego nosisz rękawiczki?
Jak dobrze, że nie wypowiedziałem tego na głos. Przeczucie mówiło, że wylądowałbym z twarzą w parkiecie przed pokojem, czekając na łaskawą pomoc tych, których mieliśmy tak paskudnie ukarać.
Potrząsnąłem głową. Przestać myśleć, Oakley, zacząć działać. Za dużo ostatnio myślisz, to wszystko źle się skończy, bardzo źle.
Piłeś dzisiaj wodę? Pewnie tak, ale dalej za mało.
Ale nie za bardzo się na tym znam.
Czy to na pewno powiedział Hopecraft? Ten oblegany przez panienki Hopecraft? Plottwist roku, Hera, gdzie jesteś?
— To nie trudne, ale jak bardzo nie chcesz, to nie. — Uśmiechnąłem się na tyle ładnie, na ile potrafiłem przy blondynie. — Jak bardzo zaszaleć i zabawić się mogę? Nosi mnie. Serio.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz