Przetarłem twarz i bąknąłem coś niezrozumiale pod nosem, sam nie wiedząc, co to tak właściwie było.
Poprawiłem słuchawki w uszach, muzyka nie grała, ja sam po prostu obserwowałem uważnie otoczenie, nasłuchiwałem, wyłapywałem niuanse, niuansiki.
Jak chichoty dziewczyn kawałek dalej, jak pomruki na mój widok, ploteczki o O'connor, że jak to taka suka znalazła się w samorządzie, że zupa była za słona, że Remus znowu darł pizdę bez powodu, a ten białowłosy bachor spierdolił bez ostrzeżenia.
— A króliki z trzeciej ciągle się biorą, słyszeliście? — Prychnąłem cicho, gdy dotarły do mnie te słowa. Miałem wrażenie, że od jakiegoś czasu cała szkoła żyje naszymi gołąbkami, że są alfą i omegą, złotym punktem, głównymi bohaterami fanfików napalonych dziewczyn z pierwszej klasy i na nich opiera się niesławna teoria Dexomocentryczna. Uroczo, czyż nie? Oczywiście, nie ma co.
— Pewnie Hopecraftowi średnio się to wszystko widzi — zaśmiałem się sam do siebie, zapominając, że miałem być ukrytym ninją. No i chuj strzelił wszystko, bo pan Idealny stał obok mnie z bruzdą na czole. Kurwa, że mu many starcza na te wszystkie teleportacje, no ja pierdolę. — Hej? — Ściągnąłem słuchawki i uśmiechnąłem się krzywo do Złotego Loczka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz