niedziela, 24 grudnia 2017

Jakiś lekarz na sali? [4]

— Nazywam się Sofia, spokojnie, nie przerwałeś mi, a przynajmniej nie robiłam nic specjalnego, tylko czytałam. A właściwie próbowałam czytać. A mogę się spytać, co takiego robiłeś, że aż rękę ci trzeba bandażować? Co do tego, że tu przyszedłeś, to rozumiem, pielęgniarz musi mieć cię już dość, pewnie mu wszystkie plastry zużyłeś.
Odwzajemniłem uśmiech Sofii i przyjąwszy pudełko ciastek od brunetki, wziąłem sobie jedno, po czym zaraz wpakowałem je do ust, mając gdzieś jeszcze z tyłu głowy wykład o kulturze. Zamruczałem cicho, zadowolony, w głębi duszy się zastanawiając, jak dziewczyna przemyciła słodycze, skoro był zakaz cukru. Chociaż jeszcze nie zaczęli nam sprawdzać pokoi, od kiedy ta zasada weszła w życie, więc prawdopodobnie przynajmniej połowa akademika nielegalnie chowała po kątach słodkości. Ale ja nie narzekam!
— Malinowa czy porzeczkowa? — spytała, a ja wybudziłem się ze swoich myśli, po czym spojrzałem na dziewczynę, a następnie odpowiedziałem z uśmiechem:
— Malinową, poproszę. — Choć wybór był trudny, bo uwielbiałem zarówno malinową, jak i porzeczkową, to jednak malina miała w moim serduchu specjalne miejsce.
— Co do tego, jak zrobiłem sobie krzywdę... Rysowałem, a jako że jestem bałaganiarzem i wyjątkowo siedziałem dzisiaj na podłodze, to wokół mnie było dość dużo przedmiotów, w tym nożyczki. Gdy chciałem wstać, zaraz wylądowałem z powrotem, bo nogi mi zdrętwiały, a ręka podparła się tam, gdzie nie powinna i ta-daaa! Oto jestem — powiedziałem, żartobliwie rozkładając ręce, niczym jakiś pojawiający się znikąd iluzjonista. — A pielęgniarz raczej ma dość oglądania mojej stale okaleczonej persony w progu jego gabinetu — zaśmiałem się nerwowo. — Jesteś na pierwszym roku, mam rację? Jak sobie radzisz?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis