piątek, 22 grudnia 2017

Jakiś lekarz na sali? [2]

Gdy drzwi się otworzyły, moim oczom ukazał się mój ratunek w postaci dziewczyny o brązowych oczach i ciemnych włosach. Uśmiechnąłem się do niej szerzej, nieco zakłopotany i otworzyłem usta, żeby zadać pytanie o apteczkę. Właściwie nawet nie musiałem, bo zanim zdążyłem się odezwać, zostałem wciągnięty do wnętrza pokoju, a dziewczyna mówiła coś o zbawiennych bandażach.
Zdołałem jedynie mrugnąć, zamknąć rozdziawioną gębę i potulnie czekałem, aż skończy bandażować moje skaleczenie. Zajęła się nawet tymi nieco starszymi, które nadal denerwująco powoli się goiły, ale cóż, nie uważasz, Yevgeni, to teraz cierp. Tak przy okazji z innej beczki — wymieńmy pielęgniarza na nią! Znaczy się, nie, żebym nie dziękował za jego nieskończoną dobroć, ale mimo wszystko...
— Gotowe, ciastko czekoladowe i herbata na pocieszenie? Z góry przepraszam, mam tylko malinową i porzeczkową.
...No, idealna! Ciastko i herbatę jeszcze proponuje.
Wlepiłem w nią pełen wdzięczności, niedowierzania i uwielbienia wzrok, a na moje usta mimowolnie wkradł się uśmiech. Przez chwilę poczułem się jak małe dziecko, które przyszło do mamy, bo zrobiło sobie kuku i oczekuje pocieszenia. Właściwie... Tak to wyglądało.
— Naprawdę dziękuję, bez twojej pomocy pewnie bym się wykrwawiał — zaśmiałem się cicho, przyglądając się bandażowi wokół dłoni. — Co do ciastka i herbaty, to poproszę, chociaż czuję się, jakbym cię wykorzystywał — dodałem zażenowany i nieco się zgarbiłem. Trzeba będzie się ładnie odwdzięczyć.
— Przy okazji jak masz na imię? Przepraszam, bo ci tak przerwałem twoje zajęcie i nawet nie wiem, jak się nazywasz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis