piątek, 22 grudnia 2017

Cukier światłością narodu [9]

Powstrzymałam serdeczny śmiech, gdy krzątali się po kuchni w poszukiwaniu czegoś do napisania listy dla mnie. Ostatecznie zadowolili się serwetką i ołówkiem, a Davon zabrał się zaraz do tworzenia listy, zaś Vincent rozpoczął marudzenie o wróżbiarstwie. Lubiłam wróżbiarstwo, choć lekcje z Nibyłowskim odrobinę przyprawiały mnie o ból głowy i nigdy nie wzięłabym tego przedmiotu na rozszerzenie, bo ni kija nie miałam talentu do tego i umiejętności. Co nie zmieniało faktu, że mnie to interesowało. Zwłaszcza że chłopak marudził konkretnie o poszukiwaniu przedmiotów. Następnym razem powiem Lei, żeby przyłożyła się do wróżbiarstwa, gdy zacznie znowu mi jęczeć nad uchem, że coś zgubiła i czy mogłabym jej pomóc. Przy okazji chyba będzie trzeba przemyśleć to stworzenie Biura Do Rzeczy Znalezionych.
Z uśmiechem przyjęłam karteczkę z listą i zaczęłam pisać cyferki obok wymienionych rzeczy. Gdzieś pod koniec podliczania dotarło do mnie pytanie Dextera i zastanawiałam się, czy rzucić nazwą państwa, czy miasta. Przypomniał mi się też mój cudowny, rozmazany i półprawdziwy formularz, który swoją drogą przechodził przez łapy samorządu. Nie mógł się rozczytać czy w ogóle nie zerknął? Oto jest pytanie. Stawiam na to drugie, biorąc pod uwagę cudowne rozgarnięcie chłopaków. I w sumie James mnie wprowadzał, więc siłą rzeczy musiał spojrzeć.
— Estalia — odpowiedziałam z melodyjnym akcentem i uśmiechnęłam się krzywo, decydując się na miasto, po czym zrobiłam pętelkę wokół końcowej liczby. — Albo prościej będzie powiedzieć, że z Imarii. Dość daleko, ale nie narzekam. Zmiana otoczenia dobrze mi robi — dodałam już zwykłym głosem, bez akcentu. Meh, nie miałam po co kłamać, w sumie czekałam, aż przyjedzie rodzina i komuś wyjdzie "Genevive" z ust, zamiast "Vene". W sumie jeszcze dwa lata. Może się uda.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis