środa, 27 grudnia 2017

Introwertyczne pogaduszki [7]

Skrzywiła się, i to jak, a ja drgnąłem, bo chyba powiedziałem coś źle.
— Bardzo poetyczne porównania, ale chyba mi nie pasują. Znasz coś porównywalnego z herbatą malinową? To jedyna, którą piję. No i czasem jeszcze porzeczkową. — Parsknęła śmiechem, przy okazji uważnie oglądając niebieski tomik z wierszami. — Nie wiem czemu, ale niesamowicie ciekawi mnie ten tomik. Chyba go wypożyczę i wezmę jeszcze ten Kobrovy, pomimo twego lekko obrzydzającego dla mnie porównania. Kobrova przypadkiem nie ma korzeni Rosyjskich? I jak dobrze wypowiedziałeś jej nazwisko, uczyłeś się tego języka? — zapytała dziewczyna, a ja opuściłem wzrok i podrapałem się po głowie.
No tak. Akcent czasami się pojawiał, gdy trochę za daleko popłynąłem.
— No... Mój praprapraprapradziadek lub ktoś jeszcze starszy był z Rosji. I czasami w domu mówimy po rosyjsku. W sensie po prostu mówimy. Ale tylko w gronie rodziny, gdy są goście czy nasza kucharka to rozmawiamy w anorskim, jak każdy. No chyba, że przyjeżdża moja babka, wtedy już mówimy po rosyjsku, bo się zawsze upiera. — Oj, Przewalski, ale się rozgadałeś. — I tak jakoś wyszło... Nusz tosz... — mruknęłam, spoglądając na swoje buty i po raz drugi drgnąłem, orientując się, że znowu mi się wymknęło. — Znaczy, no cóż. — Uśmiechnąłem się niemrawo do dziewczyny. — Wracając do wierszy, do malinowej porównałbym Thomasa Smitha, całkiem przyjemne. — Sięgnąłem po zielony tomik, wspinając się na palce i podałem go dziewczynie. — No, to teraz będziesz miała co czytać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis