wtorek, 26 grudnia 2017

Klęska głodu [X]

Ubrany jak na stypę chłopiec również się uśmiechnął. Wyglądał jak upośledzony emo, dziwna grzywka, czerń, czerń i czerń, tylko cieni pod oczami, pióropusza z tyłu i napisanego wielkimi literami na czole „A kto umar ten nie rzyje” jakimś tanim markerem, albo co lepsze, żyletką.
Bawiąc się warkoczem, ruszyłam korytarzem, a zagubiony chłopiec podążył za mną. Nie mówił, nie wydawał się zbyt zadowolony z faktu, że musi gdziekolwiek iść, a uśmiech pojawiał się mało kiedy, najprawdopodobniej, kiedy myślał o jedzeniu, bo jego burczenie brzucha szło usłyszeć z drugiego końca korytarza.
Postanowiłam go nie zagadywać, miałam go tylko doinformować, gdzie jest stołówka. No i wydawał się bardzo nieogarnięty, o żadnych niuansach raczej się od niego nie dowiem.
Właściwie to, kto go oprowadzał i dlaczego zrobił to tak źle, że chłopina nie wie, gdzie jeść dają? No, a może to on sam nie uważał? Nie dowiem się, jeśli się nie zapytam, a tego czynić zamiaru nie miałam, powód podany jest wyżej, nie będę się powtarzać.
Koniec końców stanęliśmy przed drzwiami do raju każdego nastolatka, miejsca wydawania posiłków. Nie najlepszych, ale lepszy rydz niż nic, czyż nie? Tak brzmiało to przysłowie, prawda?
— Proszę bardzo, Śpiąca Królewno, oto i twoja sala balowa. Następnym razem staraj się nie gubić w szkole, a jak już się to wydarzy, to szukajta mnie, służę pomocą. — Odmachałam na odchodne. Co się będę pruć przy milczku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis