wtorek, 19 grudnia 2017

Gówniarz nie zaliczy [8]

— Zaraz, co, że jak? — Uniósł brwi, na co wzruszyłem ramionami. — Czy ja wyglądam jak nauczyciel? Chyba sobie ze mnie żartujesz w tym momencie. — Założył nogę na nogę i przysięgam, że strzelił szczeniackiego focha, z którym nie miałem aktualnie ochoty walczyć. Opierdolę smarkacza za to innym razem, na razie mam większe problemy życiowe. Wizyta siostrzenicy, w końcu zapowiedziany przyjazd Cesarza na następny rocznik, który wyraźnie sugerował, że w sumie, to on ma jakiś cel w tej wizycie i miałem cholernie złe przeczucie, że chodzi o sprawę z cesarzową. I nie żebym nie wierzył w naszych uczniów, ale nikt się nie nadawał, a jednak doskonale wiedziałem, jak wyglądało życie na dworze. Zwłaszcza anorskim. Jakieś resztki sumienia jeszcze we mnie siedziały i mogłem śmiało powiedzieć, że wysłać którąkolwiek jak w paszczę lwa, to ją zjedzą i pożrą na śniadanie, zanim zdąży mrugnąć czy włożyć koronę na źle umytą głowę. 
— Zatrudniłem Nibyłowskiego. — Rozłożyłem szyderczo ręce. — Możesz sobie dopowiedzieć, co ja sądzę i jaki mam stosunek do naszych kadr. — A potem dodałem konspiracyjnie — Gorzej, pomyśl, że mu za to płacą. Więc nie kręć nosem i nie pierdol, bo nadal mogę wywalić cię za drzwi, jednym kopnięciem posłać z powrotem do domu, a skoro już Pani Oakley przyjęła moje zaproszenie na herbatę i rozmowę o twoich postępach w nauce, to raczej nie chcielibyśmy jej rozczarować, nie sądzisz? — spytałem retorycznie, decydując się w końcu wyciągnąć drugi kieliszek, nalać go do połowy i podać chłopakowi, który wyglądał, jakby naprawdę zaczął tego potrzebować. — Powiedzmy, poniedziałek dla pierwszego rocznika, środa dla drugiego, piątek dla trzeciego, tylko na ten semestr. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis