— Zgubiłeś guzik. — Oh, rzeczywiście. Machnąłem już na to ręką, jeden guziczek, mam ważniejsze sprawy, jak na przykład nieprychnięcie śmiechem, gdy dostrzegłem minę dyrektora, która godna była tytułu kota srającego na płocie. — Macie schowki. Ja rozumiem gabinet pielęgniarki, a raczej pielęgniarza, dlaczego nie. Ja rozumiem nawet pieprzenie się po kątach jak króliki, w końcu kto nigdy nie wychylił za kołnierz w lekcyjnej sali, ten niech pierwszy rzuci kamieniem, ale, do jasnej cholery, czy wy naprawdę musicie dokładać mi roboty i rozrzucać wokoło te pierdolone papiery, które układałem przez cały wczorajszy pierdolony dzień? — Wow, nic więcej? Żadnego opiórkania? Krzyku? Tylko ten znudzony, zmęczony wyraz twarzy? Tylko tyle, droga maro nocna tej szkoły? Chodzi tylko i wyłącznie o papiery?
Wyglądał na zmęczonego tym wszystkim i nieco zrezygnowanego jak chyba każdy pedagog. Trafiliśmy na grono nauczycielskie, które bardziej przypominało jakąś grupę wsparcia dla osób, które coraz poważniej rozważały bliższe zapoznanie się ze sznurem, pigułami, kulką we łbie, czy innymi środkami mającymi na celu ukrócenie męk powiązanych z... No w sumie to z egzystowaniem.
Jeszcze raz poprawiłem włosy, nieco uspokoiłem drżący oddech i chrząknąłem cicho. Sapnięcia dziewczyny dalej brzęczały mi w uszach, a paznokcie na ramionach zdecydowanie pozostawiły po sobie ślady, nawet jeśli drapały przez materiał koszuli.
Przecież poskładałbym ci te papióry człowieku... Zaraz po tym jakbym się na nie zwalił, nie no żarcik kosmonaucik.
— Taa... Zapamiętam na przyszłość. — No, żeś dojechał synku mój ty drogi, oj, żeś wymyślił. Może przydałoby się nauczyć gryźć w język, tak na przyszłość, co? — To znaczy, nie, zaraz. Nie. Tak. — Westchnąłem ciężko. — Mam je poukładać? — Wcisnąłem dłonie do kieszeni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz