poniedziałek, 27 listopada 2017

Wprowadzenie: Nivan [5]

Gadanina, paplanina, odpowiedź na pytanie, której oczekiwałem. Tylko czy nie dało się krócej? Z pewnością się dało...
Mówi to ten, który zawsze robi dosłownie wszystko w sposób bardziej skomplikowany, miłujący się w utrudnianiu życia sobie i wszystkim naokoło.
Przetarłem leniwie swoje ramię, przechyliłem głowę na lewo, spojrzałem na niego spod półprzymkniętych powiek. Zdrzemnąłbym się, jak mam być szczerzy. Spałem w samochodzie, droga nie była długa, ale i tak...
Może to po prostu przez niego? Jamesa? Znudzony ton, monotonny, flaki z olejem. Mordka typowego aniołka, z zachowania podobny, póki co, te włoski tylko wizerunek dopełniały. Złote loczki, kudły, długie. Przypominał mi nieco mojego znajomego, tyle że starszego i... no, bardziej zapuszczonego, co tu dużo mówić.

— Masz jeszcze jakieś pytania? — Spytał z łagodnym, ciepłym uśmiechem na twarzy. Ściągnąłem brwi, przetarłem leniwie buzię, spojrzałem na niego, na rękawiczki, znowu na niego.
Bruzda na czole. Tyle mi wystarczało.
— Każdemu klepiesz tę formułkę o stołówce? — Założyłem ręce na piersi, wyprostowałem się i zadarłem lekko głowę. Trudno było patrzeć na niego z góry, głównie ze względu na jego wzrost. Kiwnął głową bez przekonania. — To co się dziwicie, że w pół godziny żarła nie ma. Każdego straszysz, to lecą na złamanie karku. Bydło. — Pokręciłem głową. — To chyba wszystko. Dziękuję za cały trud włożony w oprowadzenie mnie. Pewnie macie lepsze rzeczy do roboty jak zajmowanie się nowymi studentami... — Posłałem mu delikatny uśmiech, bo zwyczajnie nie mogłem się powstrzymać. — No, a teraz dobranoc — mówiąc to, otworzyłem drzwi i wolno wpełzłem do pokoju. Co z tego, że była pora dość wczesna...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis