niedziela, 26 listopada 2017

Jako zombie pracujemy za grosze [2]

Co robić, nic się zrobić nie dało. Reformę edukacji należało należycie przedyskutować, tym bardziej, że powoli emocje brały nad nami górę. Nauczyciele wrzeszczeli na siebie w myślach, publicznie jedynie łypali wzrokiem jeden na drugiego, a sprawy były poważne. Zmiany w akademiku, zmiany w mieszkaniach profesorskich, plany budowy nowego kampusu, żeby utworzyć miasteczko studenckie. Wtedy władze szkoły nie byłyby aż tak ograniczone prawami akademickimi, moglibyśmy bardziej zaingerować w teren i uniknąć nadmiarowych kosztów z racji absurdalnie wysokich podatków. 
Ktoś spał, ktoś mruczał pod nosem niezrozumiałe wyzwiska, ktoś udawał, że słucha, a w rzeczywistości grał na kuralecie pod stołem. Przysięgam, zdecydowanie potrzebujemy zmian kadrowych, bo tak dalej być nie może. 
I wtedy wpadł Nibyłowski, trzaskając drzwiami. 
Zgromiłem, właściwie nadal chłopaka, wzrokiem, zaciskając dłonie i przewracając oczami.
— Żeby mi to było ostatni raz Nibyłowski, razem z Remusem macie jeszcze raport z zebrania sporządzić — obwieściłem z odpowiednim uśmiechem, upewniając się, że mój głos jasno wskazuje na stan mojego ducha, czyli nie irytację a już prędzej wkurwienie. — I przy okazji z następnych pięciu kolejnych.
Życie życiem, ale pewnych obowiązków nie dało się przeskoczyć, a jako cudowny szef, zdecydowałem się podzielić z tą bandą idiotów częścią mojej doli. Raport musiałem potem wysłać do Cesarza, żeby padalec złożył jeden, durny podpis zezwalający na przebudowę akademika i wtedy będę w niebie, będę mógł pić, palić i wziąć sobie zasłużone wolne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis