Nie no, po prostu pięknie, ślicznie, wspaniale. Oprócz tego, że siedzę w tej akademii dwadzieścia cztery, siedem dni w tygodniu i pracuję po zapierdolone osiem godzin, bo bachory nagle ubóstwiają rysować swoje „abstrakcje” [Do cholery jasnej, to nie abstrakcja, to absolutny brak umiejętności, wyjdźcie z mojej pracowni, błagam], to jeszcze muszę się trząchać na jakieś rady pedagogiczne, no na cholerę ja to robię, było zostać w domu, było malować i sprzedawać, byłoby ładnie, fajnie, pachnąco, ale nie, wolę się wjebać w wielkie bagno w towarzystwie dzieci, których nie mogłem ścierpieć, no po prostu wspaniale.
Skończyłeś już swój monolog? Tak? Możesz kontynuować swoje całkowite ignorowanie świata zewnętrznego, a wraz z tym Mińskiego, który od kilkunastu minut mielił jęzorem jak dziki?
Zerknięcie w lewo.
Facetka od zielarstwa, suka, nie przepadałem za nią, wredna nie tylko dla uczniów. Czasem odnosiłem wrażenie, że dla grona pedagogicznego była jeszcze gorsza. Ściągnąłem brwi, gdy ta na mnie zerknęła, a potem delikatnie się nachyliła, eksponując to, czym mogła oddychać. Cholera jasna, jakim cudem ona to nosiła? Rozmiar J, czyli znany również jako JezusMariaIleOneWażą? [Prawdopodobnie dwukrotność jej wagi bez nich, oopsie daisy]. Czy jeśli bym je szturchnął, wywołałbym falowanie tkanek? Czy jeśli biega, to mogą ją uderzyć i pozbawić ją głowy? Czy może zarzucić je sobie na plecy? Jeśli facet, który jej się trafi, będzie bał się hałasu, to zawsze może się wcisnąć między nie, przy okazji będzie miał miękką podu...
Opamiętałem się, przypominając sobie, że niektórzy w sali potrafią czytać w myślach. No i te właśnie osoby paliły buraka i próbowały nie wybuchnąć śmiechem albo gromiły mnie wzrokiem.
No ale co poradzić? Mam tyle pytań, a odpowiedzi brak...
Poprawiłem się w miejscu. Szkoda, że tym razem niczego nie zajarałem, ani nie zakropiłem oczu, byłoby ciekawiej, łatwiej, przyjemniej. Założyłem ręce na piersi, osunąłem się nieco na krześle. Blah, blah, blah, smoki, blah, blah, blah, cesarz, blah, szczotka do kopyt w łazienkach, blah, blah. Oh Siły wyższe, ileż można?
Zmrużyłem oczy, oparłem się o rękę, zerkając ze znudzeniem na zegar, który naprzeciwko mnie. Tyk, tyk, tyk, tyk. Bum. Znużenie i drzemka pojawiły się szybciej, niż mogłem się tego spodziewać. No, a drastyczna pobudka jeszcze prędzej, bo nasza księżniczka Nibyłka, która ostatnimi czasy uwielbiała zwalać na mnie papiery, raczyła nareszcie zaszczycić nas swoją osobą. Cudownie, chcesz order? Naklejkę dzielnego pedagoga? A może butlę whisky, bo przysięgam, tego wszystkiego się nie da na trzeźwo.
Mimo piekących oczu zrezygnowałem z dalszego przesypiania spotkania i zdecydowałem się w końcu skupić, na, jakże ważnych, słowach Mińska. Bujda na resorach, wydymałem wargi, myśląc o tym, jak powinienem udupić w tym roku uczniów, jak przetrwać kilka godzin w tej klitce, no i jak wybić sobie z głowy te walone, blond włosy, które widocznie włażąc mi do ust, znalazły jakiś magiczny portal do krańców mojego umysłu, no i siedziały tam w zaparte. Tak, żebym dodatkowo czuł się, jak beznadziejna materia. Już nawet nie byłem kupką antydepresantów, byłem po prostu ciemną materią.
Chcę do domu, do mamci, gdzie jedynym problemem było to, że na obiad był kalafior, a nie brokuł. Do tego rozgotowany. Bez zasmażki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz