sobota, 25 listopada 2017

Bąbelkowy Chłopiec [1]

Dzień zaczął się normalnie, czyli cudowną pobudką, jakim był upadek z łóżka. Przeważnie to było tylko zwykłe, codzienne spotkanie z panelami, ale, jako że rysowałem do późna, mojej niedługiej podróży powietrznej towarzyszyły liczne kredki i kartki. Zanim się wyplątałem z kołdry z pięć ołówków zdążyło mi się wbić boleśnie w bok, a na skórze pojawić niewielkie zacięcia od brzegów papieru. Notabene pogniotłem wszystkie swoje nocne prace, meh. Zapamiętać - nie rysować przed snem.
Parę siniaków, niewielkich plastrów na ranki i żyłem dalej w przeciwieństwie do swoich przyborów, które swoim cielskiem połamałem na pół. Później się je zatemperuje i powinno być dobrze. W pośpiechu posprzątałem po sobie i ogarnąłem się, patrząc, czy jednak przeoczyłem gdzieś krew na mundurku. W drodze do sali już aż tak nie pędziłem, żeby mieć przynajmniej złudzenie, że wcale się nie wywalę o własne stopy. Jak już mówiłem - "złudzenie", bo zaraz zaliczyłem widowiskowego orła i "przytulałem" podłogę. Cóż, przynajmniej większość uczniów zdążyła się przyzwyczaić do mojej tendencji do upadania i mało kto zwracał na to uwagę.
— Tej, żyjesz? Nic ci nie jest? — Uniosłem głowę na dźwięk nieznanego głosu, wykorzystując czas, gdy się podnosiłem , na sprawdzenie, czy niczego sobie nie uszkodziłem. Więcej siniaków. Pieczenie i ból w okolicach nosa, jednak nie wydawał się złamany, ani nie krwawił. Nie zdarłem również łokci i kolan, więc było dobrze. Lekko kręciło mi się w głowie, ale utrzymałem się jakoś na równych nogach. Żyłem? Żyłem!
— Chyba jestem cały, już się przyzwyczaiłem — powiedziałem, mając ochotę zrobić obrót, żeby sprawdzić, czy nigdzie nie było krwi, ale w moim przypadku to był bardzo zły pomysł. — Dziękuję za troskę. — Uśmiechnąłem się, unosząc nieco wyżej głowę.
— Jesteś pierwszorocznym, prawda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis