sobota, 25 listopada 2017

Wspomnienia sobotniej nocy [1]

Nowy rok się zaczął, wakacje minęły szybko, nieprzyjemnie, zdecydowanie nie wypoczęłam. Nie z omdleniami, bólami głowy i krwią lejącą się litrami z mojego nosa. Kto wie, może za mało żelaza krąży w moim układzie krwionośnym i to po prostu anemia?
Z Hopecraftem chyba oboje stwierdziliśmy, że po prostu lepiej jest, gdy nie wchodzimy sobie w drogę. Zatańczyłam z nim jeden taniec na balu, po czym prawie straciłam przytomność. Zdecydowanie wystarczy mi wrażeń, bo nie gustuję w masochizmie, BDSM czy innych tego typu fetyszach. Adrenaliny mi dostarczono, ja odkryłam, jak pociągać za odpowiednie struny, a on pewnie ma mnie za jeszcze większego bachora. I tyle.
Kampania wyborcza Fomy chyba szła dobrze, Dexter drżał na myśl, że jego zielonooki chłopiec może wygrać (Fajtłapa wspominał coś o jakimś zakładzie?). No cóż, ja na pewno miałam zamiar wspierać mojego ukochanego brata, i pomagając mu w wymyśleniu hasła na plakat (moja duma!), i podsuwając kilka pomysłów.
Lekcje się skończyły, a ja zdecydowanie byłam zmęczona. Coraz bardziej zmęczona. A przecież cały czas biorę leki, ostatnio nawet zwiększoną dawkę, wszystko pod kontrolą lekarza. Westchnęłam, opierając się o najbliższą ścianę i odchylając głowę do tyłu. Źle, źle, źle, Wanda, nie padaj na ziemię na oczach tych wszystkich ludzi. Mój wzrok, trochę zagubiony czy przymglony, krążył po korytarzu w poszukiwaniu znajomej twarzy, Fomy, który od razu zaprowadziłby mnie do pokoju, przykrył kocem, przyniósł wodę...
Przed oczami mignęły mi niebieskie włosy, które miałam przyjemność poznać na balu. Chłopak uśmiechnął się delikatnie w moim kierunku, a ja odwzajemniłam uśmiech. Podszedł do mnie.
Bonjour – powitałam go po francusku, bo w końcu tak zaczęła się nasza znajomość.
A następnie na ustach poczułam metaliczny smak, podniosłam dłoń do nosa.
Krew.
I tyle.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis