poniedziałek, 28 sierpnia 2017

[Kompilacja]: Mińsk x Alex

— Ta banda gówniarzy, jak zwykle zresztą, nie potrafiła niczego zrobić dobrze. Na cesarza, z jakich powodów zostałem tutaj zesłany, jak na zasraną banicję? Przecież to się nie godzi — mamrotałem pod nosem, leżąc wygodnie na kanapie. W międzyczasie usłyszałem pukanie do drzwi. Machnąłem dłonią, nawet nie wstając, a wspomniana rzecz odskoczyła od pukającego z cichym pyknięciem. Chwała za magię, jedyną logiczną i wartą uwagi rzecz w tym wszechświecie.
— KA: M.S.JH.2, spóźniłeś się, masz wszystkie wydru... — Rzuciłem kątem oka na wchodzącego, orientując się, że James i tym razem wysłużył się kimś innym w odwalaniu roboty samorządu. Mili ludzie zdecydowanie są najgorsi. — KA: M.K.AL.1, jak mniemam? — spytałem, nadal nie wstając.


— Tak, tak. Dokładnie tak. — Zamknąłem za sobą drzwi, starając się zrobić to jak najciszej, wolałem Mińskiego nie denerwować, skubany obrzuciłby mnie jeszcze robotą samorządu. Parszywy, fałszywy gnojek. — Nauczyciel mnie tu wyrzucił za złe zachowywanie się na lekcji, więc po prostu usiądę, pan mi poopowiada, a za dziesięć minut mnie nie ma. Nie będę robił problemu. — Raz kozie śmierć, mój język był silniejszy od mocy młodego dyrektora, to niemożliwe, żeby znalazł się przy tym biurku bez znajomości. Zresztą, mimo to, nie był najgorszy. Dobrze zarysowana szczęka, dłuższe, blond włosy wpadające aż w biały i niebieskie, a może szare, oczy. Był przystojnym trzydziestoparo latkiem.
— To jak, możemy iść na taki układ? Ani panu nie chce się tu siedzieć, ani mi. Wszyscy w całości i zadowoleni! — Usiadłem wygodnie w fotelu naprzeciw biurka.


Przyjrzałem sie swobodnej postawie chłopaka, przymykając oczy i nakładając na głowę książkę. 
Machnąłem ręką kierunku biblioteczki umiejscowionej za biurkiem.
— Własnie zarobiłeś dodatkowy tydzień pracy na rzecz szkoły. Możesz zacząć od odkurzenia regałów.


Prychnąłem zirytowany. Nie mówiłem, że parszywy gnój? — Odkurzanie półek? Zwariował pan? Przecież to nie leży w obowiązkach uczniów — warknąłem, zaciskając lewą dłoń na siedzisku. 
— Wyraźnie wysłano mnie jedynie na pogadankę o pierdołach, a nie dla pana zachcianek. — Zmrużyłem oczy od razu, łapiąc z nim kontakt wzrokowy. Mam się dać mu ustawiać? W dupie mu się poprzewracało i nic więcej.
Jedno mrugnięcie. Nigdy nie zamierzam wykonywać ani jednego polecenia z jego ust, nie gdy jest nie słuszne.
Drugie mrugnięcie. Wyjdę stąd dopiero, gdy zrobi to, co do niego należy, bez durnych poleceń. Trzecie mrugnięcie. Nadal uważam, że jest przystojny.


Zdjąłem książkę z głowy, przyglądając się chłopakowi. — Dlatego prace społeczne masz za słownictwo  —  wyjaśniłem krótko, ponownie wskazując na regały. — Jeżeli uwiniesz się sensownie w pięć dni, pomyślę, czy może jednak nie potrącić ci za każde przekleństwo z wypłaty.


— Jakby nasz dyrektorek był święty — mruknąłem pod nosem, ale pewnie i tak usłyszał. Ruble poszły w... Zresztą! Okej, jeśli tak bardzo chciał to niech będzie, pożałuje jeszcze swojej decyzji. 
— Okej, niech będzie. Mogą wysprzątać cały gabinet w ciągu najbliższych pięciu dni, będę przychodził od razu po szkole, pasuje panu?  — Uśmiechnąłem się zadowolony, plan był, wystarczyło go zrealizować. James i Heather będą płakać z powodu wkurzonego Mińskiego, ale dadzą radę, w dobroci im to wynagrodzę, może oddam jakieś ciasteczko owsiane. — Mogę zacząć od zaraz, musiałby mi tylko dyrektor ogarnąć jakieś pierdoły do sprzątania, wie pan, szmatki, płyny i inne głupoty.


— Święty i błogosławiony, gówniarzu — podsumowałem głośno, przewracając oczami. Smarkacz zauważyć tego nie mógł, ale w końcu wziął się do roboty. A że przy tym celowo stukał nadmiernie, rzępolił jak tylko się dało i dosyć wyraźnie dawał do zrozumienia, że to niekoniecznie jego wymarzone zajęcie na ten dzień. Trzeba było się dobrze zachowywać, bachorze, a nie mi tutaj teraz stękać i parskać nad uchem.
—Wszystko jest w biurku. — Machnąłem ręką w kierunku mebla.


Wkurzony do granic możliwości złapałem wszystkie potrzebne rzeczy i zabrałem się do pracy. Fakt faktem, kurze były pościerane tak, że momentami tworzyły szachownicę, książki odłożyłem niealfabetycznie, a drewno nie błyszczało wystarczająco z powodu pomylenia dwóch różnych płynów, ale to nic. Ważne, że posiedzę tu trochę, poudaję i zniknę. Ewentualnie zrobię to porządnie w nocy, gdy nie będzie tu tego denerwującego faceta, to będzie najlepszy pomysł. Po godzinie robienia wszystkiego, ale niczego, odłożyłem wszystko i skierowałem się do wyjścia. 
— Wrócę jak pana tu nie będzie, nie chcę przeszkadzać — prychnąłem pod nosem i zamknąłem za sobą drzwi, głośno.



Dobra, to zdecydowanie nie był najlepszy dzień mojego życia. Nuda. Czysta, bezgraniczna w swoim jestestwie nuda, gdzie niczego nie dało się zrobić, byle tylko nie czuć idiotycznego ssania w żołądku i pustki w mózgu. Chciałem już zawołać Estrell, żeby w końcu ruszyła się po obiad, ale, oczywiście, tego dnia musiała wziąć wolne. Krążyłem po gabinecie, szukając czegokolwiek do zajęcia myśli. W końcu zrezygnowany rozłożyłem się wygodnie z książką na kanapie, otwierając butelkę wina. Durna smarkateria, znowu w cholerę papierów do pisania, jakby bachory same nie mogły tego z sekretarką załatwić. I właśnie wtedy usłyszałem pukanie do drzwi.



Nie czekając na odpowiedź wparowałem do pomieszczenia, rozglądając się. Gdzie on do mógł się podziać. — Zgubiłem telefon, pewnie gdzieś tu jest, niech sobie pan dyrektor nie przeszkadza. —Machnąłem ręką, kierując się do regałów, nic, obok biurka i dokumentów też nic. To jakiś słaby żart? Nie był ani trochę śmieszny. — Musi gdzieś leżeć... — mruczałem pod nosem, a potem spojrzałem na na kanapę. Był, tyle, że o zgrozo, prawie pod nią, obok jednej z przednich nóg. W kilku susach stanąłem obok kanapy i wypiąłem się pochylając po przedmiot. — Chyba nie powinien pan pić wina w trakcie pracy? Elfickie?


Westchnąłem głośno, gdy bezpardonowo do pokoju wbił nieogarnięty, jak zresztą każdy z tych bachorów, smarkacz. Zmrużyłem oczy, orientując się, że to dzieciak od sprzątania gabinetu. 
— Pukać nauczyli, czekać na pozwolenie już nie? — warknąłem głośno, widząc jak bezceremonialnie rozpoczyna jakieś dziwaczne poszukiwania niewiadomo-czego. Miałem coś zaraz dodać o zarzucaniu tyłkiem w kierunku członka grona pedagogicznego, gdy chłopak wstał żwawo, trzymając w dłoniach komórkę. A w sumie? I tak się nudziłem.
— Z miodem. Nie krępuj się. — Machnąłem dłonią w kierunku kieliszków i karafki.


— Czy proponowanie alkoholu nieletnim albo picie w pracy nie jest przypadkiem nadużyciem? Zresztą, skoro pan proponuje. — Wzruszyłem ramionami, w zasadzie to w tej kwestii byłem grzeczny i nigdy nie piłem, ale w końcu musi być ten pierwszy raz, prawda? Nadałem zaledwie pół kieliszka wina, a potem odepchnąłem nogi mężczyzny z kanapy i usiadłem na tym miejscu, skoro zaproponował to relacja uczeń-dyrektor chyba przestała na razie istnieć. Upiłem mały łyk, a potem kolejny, trochę większy, było okej, w zasadzie to podniebienie siedemnastolatka gówno wiedziało o winach, ale było naprawdę w porządku. Zanim się obejrzałem kieliszek okazał się pusty, a mój wzrok trafił na twarz Mińskiego, mógłby pozwolić na jeszcze.


– Przed AWU istniało tylko pięć uczelni, myślisz, że tam były jakiekolwiek regulaminy? – prychnąłem, upijając łyk niebiańskiego nektaru, przez niektórych zwanego elfim winem. Uwielbiałem, kochałem, zwłaszcza od elfów z Verneu, miód jedynie podsycał słodko-gorzką mieszankę sfermentowanego soku winogronowego. 
– Na Cesarza, naprawdę nie umiesz pić, prawda? – spytałem, przyglądając się jak wychyla za kołnierz cały kieliszek.


— Um, właściwie to nigdy nie piłem, chyba, że podkradanie łyka piwa od ojca się liczy. —odpowiedziałem zgodnie z prawdą i odetchnąłem cicho czując ciepło na policzkach, serio? Po zaledwie połowie kieliszka? A znajomi prosili "Wypij z nami, naucz się dzieciaku!".
Jakbym nie mógł ich po prostu posłuchać i nie martwić się o swój tyłek i zachowanie.  — A to źle? — Pochyliłem się w jego stronę zaraz wyciągając kieliszek przed siebie.


Westchnąłem głośno, zastanawiając się co za przykurcze trafiają do tej szkoły. Nie nastawiałem się na analfabetów, abstynentów i inne osobniki, które nie tknęły prawdziwego życia. Gdzie takie bachory się jeszcze chowają? 
— A opowiadasz mi swoją historię życia i wszystkich przygód alkoholowych, bo? — Jedna z moich brwi podjechała do góry. — Bardzo. Dzisiejsze bachory w ogóle nie delektują się smakiem — parsknąłem.


— Śmiej się, śmiej. Jeszcze zobaczysz, będziesz mnie musiał tu znosić przez całe dłuuugie cztery lata, o! — Zaśmiałem się jak idiota. O czym ja w ogóle mówiłem? Albo nie mówiłem? Mniejsza o to. — To jak, panie Miński, dostanę jeszcze troszkę? — Przysunąłem się bliżej kładąc brodę na jego zgiętych kolanach i ułożyłem usta w najbardziej idiotyczną, smutną minę jaka mogła powstać. —Więc? — Podsunąłem kieliszek jeszcze bliżej. — Panie Miński... — Kontynuowałem.



— Cztery lata mogą być bardzo krótkim okresem — mruknąłem, upijając kolejny łyk wina. Różne sposoby, różne machlojki, jedna lepsza od drugiej. Jedne miejsca mają schody i okna. A my mamy przecież bardzo wysokie budynki, a wśród uczniów zdarzają się drobne wypadki, jak dla przykładu samobójstwa. Ktoś się poślizgnie na dachu, ktoś upadnie i tak dalej, i tak dalej. Jeden bachor w tą czy w tamtą, nikt nawet nie zwróci uwagi. Powstrzymałem odruch drgnięcia, gdy poczułem napór na moje kolana. Westchnąłem głośno, co stało się już chyba moją małą tradycją. — Podaj karafkę, naleję nam. — Zerknąłem na stan własnego kieliszka, który wręcz błagał o dolewkę.


— Cztery lata to wystarczająco aby wszystkich zdenerwować. — Sięgnąłem po karafkę tak jak polecił, pełną smacznego alkoholu, w końcu co innego mam powiedzieć po kilku dużych łykach? Z iskierkami w oczach patrzyłem jak kieliszek ponownie się napełnia, a zaraz potem postanowiłem zwolnić tempa. Może faktycznie lepiej pić je na spokojnie? 
— Wygląda na to, że każdy uczeń z osobna denerwuje naszego jakże miłego dyrektorka. Dlaczego tu pracujesz, skoro jest tak tragicznie? — zagadnąłem, zupełnie zapominając o jakichkolwiek zwrotach grzecznościowych i upiłem łyk wina. Przecież mnie za to nie zabije. Chyba.


— I wystarczająco dużo, żeby narobić sobie wrogów — powiedziałem, mrużąc oczy. Chłopak podał mi karafkę, a następnie nalałem nam obu do pełna, odstawiając naczynie na podłogę, doskonale wiedząc, że jeżeli postawię go gdzieś dalej, nie będzie mi się chciało po niego wstać. Zdecydowanie, alkohol mnie jeszcze bardziej rozleniwiał. 
— Wszyscy jesteście bachorami — potwierdziłem, wzruszając ramionami. — Bo dobrze płacą? Bo były braki kadrowe? — Przewróciłem oczami, ignorując zbytnią swobodę w wypowiedzi chłopaka. Ostatecznie, właśnie piłem z uczniem. Bardziej tej granicy nie dało się zatrzeć.


— Spokojnie, wrogów już mam, i nie tylko w szkole.  — Wzruszyłem ramionami. Zdążyłem przewinąć się przez tyle miejsc, że kolejne osoby są mi obojętne.  — A dyrektorek ile ma lat skoro my jesteśmy bachorami? Na starego nie wyglądasz, pewnie coś po trzydziestce. — Oblizałem wargi, rozsiadając się wygodnie.  — Za przystojny na więcej. — Dodałem pod nosem, niewiele myśląc, a zaraz potem wróciłem do poprzedniej pozycji. Opieranie się o kolana mężczyzny i przyglądanie się mu było i wiele ciekawsze niż bezczynne siedzenie.


— Twoje skłonności do działań samobójczych nie wiem czy mnie przerażają, czy bardziej mnie bawią — powiedziałem z rozbawieniem, upijając kolejne kilka łyków wina. — Trzydzieści trzy, smarkaczu, równie dobrze mógłbym być w waszym wieku, a i tak stanowilibyście echo nieudanej ewolucji. — Zignorowałem dalszy fragment wypowiedzi chłopaka, a właściwie chciałem. Szybko zmieniam zdanie po alkoholu, zły kierunek, Mińsk. — Próbuj zdobywać punkty dalej, nadal masz szlaban do odrobienia — prychnąłem.


— Oh, daj spokój z tym wrogim nastawieniem. Wcale nie jesteśmy tacy źli i okropni, okej? Nauka to nie wszystko, a doświadczenie w życiu można zdobyć z czasem. — U piłem dużo większy łyk niż poprzednie i odstawiłem kieliszek. Mi już dzisiaj zdecydowanie wystarczy, dopóki kontaktuje jakkolwiek i myślę nad tym co robię, chyba. Przyglądałem się blondwłosemu jeszcze przez chwilę, a potem objąłem jego nogi dłońmi, nie wiadomo czemu. — Może nikt Pana Mińskiego nie chce i najzwyczajniej jest sfrustrowanym facetem, huh? — Uśmiechnąłem się szeroko, drapiąc paznokciami jego uda w miejscu gdzie trzymałem dłonie.

— Jesteście — zaprzeczyłem, mrużąc oczy. —  Wszyscy, bez wyjątku. Któryś podrzucił mi nawet rzeczy do biurka. W was jest więcej z małp, niż ludzi — wytknąłem. A dalsze wydarzenia zamknęły się w ułamkach sekund. Słowa gówniarza, jego dłonie na moich udach, zdecydowanie prosił praktycznie o porządne lanie. Kieliszek upadł na podłogę ze stukotem, tocząc się po podłodze i rozlewając czerwony płyn na dywan. Chłopak leżał pode mną, mrugając ze zdziwieniem. Jego ręce trzymałem w żelaznym uścisku, przytrzymując przy zagłówku kanapy.
— Dlatego dzieci nie piją — parsknąłem. 

— Nie jestem dzieckiem — fuknąłem, ale w ciągu chwili uśmiech zszedł mi z twarzy zastąpiony zdziwieniem i niepewnością. To nie do końca tak miało wyjść, chciałem się tylko droczyć, a znowu wpakowałem się w kłopoty. Ale w końcu nie mogę pokazać słabości, prawda? Pokazanie ich to przegrana, a tym razem nie zamierzałem przegrać. — Nie wyglądasz na kogoś komu przeszkadzałaby ta sytuacja, dyrektorku. — Poprzednią minę zastąpiłem kokieteryjnym uśmiechem. Raz się żyje, a ja nawet nie miałem pojęcia czy to co się dzieje na pewno jest rzeczywistością.


— Jesteś — prychnąłem, puszczając dłonie chłopaka i odsuwając się. Alohol alkoholem, ale wolałem, żeby Tyrion nie posądził mnie później o molestowanie uczniów i zaawansowane stadium pedofilii. — W miarę ładny osobnik pode mną zawsze jest mile widziany, smarkatość schodzi na drugi plan — dodałem.


— Więc na co czekasz? Podobno do brzydkich nie należę. — zmrużyłem oczy, przyglądając się mu uważnie. — Przecież nikt tu nie zajrzy, co nie? I nikt nie musi wiedzieć. — Ułożyłem dłoń na lewym ramieniu mężczyzny i przesunąłem ją aż na brzuch, czując pod palcami mięśnie. Co ja robię?


— Podobno. — Zauważyłem z rozbawieniem, wstając. Ruszyłem po nową szklankę, którą już po chwili napełniałem winem. Zerknąłem na oburzonego chłopaka.  — Nikt nie musi wiedzieć także, jeżeli nie będzie niczego — prychnąłem.


— Więc niby jesteś taki grzeczny, że nie skorzystasz? Darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda. Prawda... Adam? Dawno nie spotkałem kogoś z tym imieniem. Adam, Adam, Adam... — Zacząłem powtarzać, a gdy ten usiadł, od razu usiadłem blisko niego i ułożyłem głowę na jego ramieniu, korzystając z okazji, że jeszcze się nie położył.


— Tego nie powiedziałem — wymamrotałem, upijając kolejny łyk wina. — Inną kwestią jest posiadania pod sobą pijanego nastolatka, nie sądzisz, że to zmienia postać rzeczy? — powiedziałem, siadając obok chłopaka, który zaraz przybliżył się jeszcze bardziej. Przysięgam, lepił się jak małpka. Bardzo smarkata małpka.


— Myślę, że to nic nie zmienia i chętnie skorzystasz. I vice versa, Miński. — Objąłem go dłońmi, chowając twarz w szyi mężczyzny. — Adam... — mruknąłem cicho, trącając jedno miejsce nosem kilka razy. Nie mam pojęcia co robię, ale nie zamierzałem przestać, zdecydowanie mi siłę to podobało.


— Już to widzę — prychnąłem, ale już po chwili odwróciłem się, odkładając kieliszek na biurko. Tym razem wolałem nie zapaskudził podłogi. Następnie wróciłem myślami do chłopaka, wyciągając dłoń i zanurzając ją w jego włosach. Nie dość, że gówniarz, to jeszcze kurdupel.


Uśmiechnąłem się szeroko i zwycięsko. Uległ mojemu urokowi, dokładnie o to chodziło. Złapałem za szlufki jego spodni, sadzając go na kanapie, a zaraz potem usiadłem na udach mężczyzny okrakiem.  Moje dłonie trafiły na tors Mińskiego, gładząc go wzdłuż i wszerz, a ja głupi, zamiast patrzeć na jego reakcje dokładnie, przyglądałem się ciału schowanemu pod koszulą. — Nie spodziewałem się, że leniwy dyrektorem będzie miał mięśnie, ciekawe.


Dzieciak zdecydowanie był nazbyt entuzjastyczny, co dało się wyczuć zarówno w jego ruchach, jak i zwycięskim uśmiechu, który wpłynął na jego twarz. Zabawne, już się cieszyć, a nawet jeszcze właściwie nie zaczął. Tyle bodźców, tyle czynników, które jeszcze mogą zmienić przyjemne, alkoholowe rozdrażnienie w cierpki, szorstki ból, który otępia do granicy wytrzymałości. Dałem się posadzić na kanapie, stwierdzając, że bachor poczuł się jeszcze bardziej swobodnie.


Kontynuowałem dokładnie lustrowanie wzrokiem ciała Mińskiego cały czas gładząc tors, a momentami moje dłonie uciekały na biodra i plecy mężczyzny. — Nie bądź taką kłodą, Adam... — parsknąłem i ucałowałem miejsce zaraz nad kołnierzem koszuli, bez skrupułów całując je, a potem przygryzając, chyba mnie za to nie uderzy?


To zdecydowanie powinno zaliczać się do igrania z ogniem. Ruchy chłopaka były niecierpliwe, pośpieszne, a przy tym wydawały się być jedynie dziecięcą igraszką. Westchnąłem z poirytowaniem, popychając chłopaka w kierunku ściany, następnie dociskając go do niej.


Uśmiechnąłem się do niego jak na zawołanie starając się wyzbyć ochoty wierzgania nogami, byłoby zabawnie. "Dyrektor stał się bezpłodny w trakcie upijania ucznia." Idealnie. — Zamierzasz się bawić w kotka i myszkę czy w końcu udowodnisz, że faktycznie jesteś dorosłym facetem, huh? — Przygryzłem wargę cały czas się mu uważnie przyglądając. — No dalej, chyba nie chcesz zmarnować okazji, dyrektorku?


— Takie te dzieci dzisiejsze głupie — mruknąłem, zabierając się za badanie niezbadanegosą dotąd terenu, jakim była szyja chłopaka. Skubałem skórę, podgryzałem ją w kilku miejscach, prawie do krwi, żeby zaraz po tym polizać obolałe miejsce szorstkim językiem. Nie wątpiłem, że jutro smarkacz obudzi się z kilkoma, lekko bolącymi, siniakami. Nie było to delikatne ani szczególnie gwałtowne, ale zdecydowanie było w tym więcej zębów i kary, aniżeli śliny i zabawy.


Syknąłem głośno gdy tylko zaczął przygryzać mocniej skórę, co on sobie kurwa wyobrażał? Nie musiał być tak brutalny, pieprzony dyrektorek. Nie minęło nawet pół minuty, a westchnąłem cicho  mrużąc oczy, a dłońmi wyjąłem koszulę z jego spodni, żeby zaraz wsunąć chłodne dłonie pod nią i móc teraz bez problemu wymacać go po gołej skórze, i o matko Cesarzowa, nie mogąc się powstrzymać od razu zacząłem ją odpinać co chwilę wzdychając, a nawet raz czy dwa cicho jęcząc, na uczucie zębów i języka na skórze.


Bachor reagował nadzwyczaj entuzjastycznie, dobry ruch, rozpinanie mojej koszuli szło mu nadzwyczaj sprawnie. W tym czasie mogłem zrobić mu jeden czy dwa siniaki, stopniowo przechodząc z szyi na punkt zgięcia między nią a ramionami, upewniając się, że przyszłe malinki będą zakryte przez koszulkę. 
— Sam się o to prosiłeś  — zauważyłem z rozbawieniem, słysząc spóźnione syknięcie, które szybko zastąpione zostało przez pojedyncze jęki.


— Przecież nie narzekam, o co ci chodzi? — Skończyłem rozpinać koszulę więc uważnie zlustrowałem wzrokiem jego tors prawie się zapowietrzając, a gdy tylko wszystkie czynności życiowe do mnie wróciły zsunąłem ją z ramion uprzednio rozpinając jeszcze mankiety, nie chciałem jej przecież zniszczyć.


— Właśnie słyszę — prychnąłem, decydując się przejść do następnego etapu. Ostatecznie i tak starałem się nie być nazbyt brutalny, a chłopakowi należało się za całą akcję, jaką tutaj odwalał. Ściągnąłem jego koszulkę, prawie rozrywając ją przy omijaniu głowy chłopaka, a następnie przeniosłem się z poprzednią czynnością na jego obojczyki.


Przez chwilę przemknęło przez głowę pytanie co ja takiego wyrabiam, ale szybko je odrzuciłem i błądząc dłońmi po jego ciele dotarłem aż do zamka spodni od razu go rozpinając, a z moich ust wydobył się kolejny, tym razem głośniejszy, jęk. Nie czekając na kolejne ruchu starszego zniecierpliwiony szybko uporałem się z zamkiem i zsunąłem materiał na tyle, żeby bezwstydnie zacząć pocierać jego penisa dłonią przez materiał bielizny. Igrałem z pieprzonym diabłem, a nie ogniem.


Smarkacz, bachor, idiota, który zachowywał się jak najzwyklejszy w świecie prawiczek. Przemknęło mi nawet przez myśl, czy to aby nie jego pierwsze doświadczenie seksualne. Jego dłonie ochoczo wędrowały po moim ciele, ale doskonale zdawałem sobie sprawę z niepewności, jaka kryła się w tych ruchach, jakby właściciel rąk był nieprzyzwyczajony do użycia ich w ten konkretny sposób. Pierdolić, dzieciak sam na to zasłużył. Porwałem jego dłonie, przyszpilając je nad głową chłopaka, mocniej przyciskając jego ciało do ściany. W międzyczasie przeszedłem ustami z obojczyków chłopaka na jego sutki, skubiąc zębami brodawki, zostawiając szlak malinek, siniaków i ugryzień na jego torsie.


Syknąłem głośno nie do końca wiedząc czy była to reakcja na uścisk nadgarstków czy może kolejne zabawy z zębami ze strony Mińskiego. Ramiona bolały, szyja i tors szczypały w coraz to nowszych miejscach, nogi prawie się pode mną uginały, a ten dupek zwracał uwagę tylko na ciebie i bawił się dla swojej uciechy. — Puść, du... —warknęłam, ale zaraz kolejne słowa stłumiło głośne westchnięcie, co on ze mną wyrabiał?
— Zająłbyś się wreszcie czymś innym niż tylko tym durnym gryzieniem, próbujesz przeciągać? —prychnąłem uśmiechając się do niego zadziornie, mógłby wreszcie zrobić coś innego.


Chłopak na przemian syczał, wzdychał i jęczał, co było dosyć miłą dla ucha mieszanką, chociaż wolałbym, jakby przestał bachorzyć na wszystkie możliwe sposoby. Przycisnąłem go mocniej do ściany, wciskając kolano w szparę pomiędzy nogami chłopaka i ocierając je o jego penisa przez materiał spodni. Kolejny jęk wyciśnięty z chłopaka zabarwił się niecierpliwością, co potwierdzały jego kolejne słowa.
— Naprawdę widać, że jesteś dzieckiem — podsumowałem, przewracając oczyma, ale zająłem się rozpinaniem paska chłopaka.


— Więc może po prostu przestań mi to wypominać i naucz mnie wszystkiego? — Jęknąłem po raz kolejny gdzieś na początku zdania, a potem jeszcze ze trzy razy. Jęcząca, zarumieniona kupka niemożliwych do rozpoznania emocji, świetnie. —Chyba, że nie chcesz, wtedy mogę sobie iść i udawać, że nic się nie stało. — Korzystając z okazji, że ten nie trzymał moich nadgarstków zarzuciłem ręce na jego kark drapiąc go w jego tył.


— Tyle ględzenia, że nie wiem, czy nie zacząć od teorii — parsknąłem. Jednym palcem zacząłem gładzić penisa chłopaka przez bokserki, delikatnie wodząc paznokciem po najwrażliwszych miejscach. Kolejne jęki chłopaka zaczynał być coraz głośniejsze. — Sądząc po twoich reakcjach, sam raczej wolałbyś zostać.


— Zawsze mogę znaleźć sobie kogoś innego, a nie dać się bez skrupułów obmacywać dyrektorowi szkoły. — Wciągnąłem gwałtownie powietrze w płuca, żeby po chwili równie gwałtownie odetchnąć co chwilę pojękując. Nadal drapiąc jego kark, momentami może trochę mocniej, zadarłem głowę do góry dłońmi pochylając dodatkowo jego głowę i pocałowałem go niewiele myśląc, niech mnie tylko nie uderzy.


— Mówisz, jakbyś miał z tym problemy — prychnąłem, trzema palcami zaczynając ściskać penisa chłopaka. Wydobyłem go z bokserek, paznokciem śledząc linie jednej z bardziej wypukłych żył. Ochoczo oddałem pocałunek, stwierdzając, że chłopaka zdecydowanie trzeba nauczyć całować. Ugryzłem go w dolną wargę, sprawiając, że otworzył usta. 


Jęknąłem w jego usta, raz, może dwa albo i sześć, kto by to liczył do cholery. Penis boleśnie pulsował, nogi dygotały mi jakbym zaraz miał upaść, a spocony Miński przede mną ani trochę mi w tym wszystkim nie pomagał. Posłusznie rozchyliłem wargi ochoczo przyjmując język, który od razu wpadł w gości.

Palce docisnąłem do czubka penisa, upewniając się, że nie zranię przy tym smarkacza. Ostatecznie pobudzony organ był mocno nadwrażliwy, dlatego oderwałem usta od gówniarza, drugą dłoń wykorzystując do delikatnego pogładzenia go po biodrze i pośladku. 

— M-możesz już przestać się bawić? Proszę — jęknąłem i parłem głowę o tors Adama mocniej przytrzymując się dłońmi. Długo jeszcze zamierzał tylko całować i drażnić mnie ręką? To nie na moje nerwy, do cholery. —I nie rzucaj tymi swoimi durnymi uwagami o dzieciakach — warknąłem zły, a między słowami jęknąłem kolejne kilka razy.


To był jeden, krótki moment zawahania, pomiędzy zostawieniem chłopaka w spokoju a kontynuowaniem naszej obecnej zabawy. Ostatecznie przycisnąłem go jeszcze mocniej do ściany, dociskając lewą dłonią ręce Alexa nad jego głową, chłonąc wzrokiem obsceniczny widok. Wyglądał bardziej jak uparta dziwka, aniżeli dziewiczy nastolatek. Zamrugałem kilkukrotnie, słysząc, że gówniarz ucichł i tylko dyszał swobodnie, spuszczając wzrok. Jego klatka piersiowa unosiła się i opadała, eksponując nadwrażliwe sutki. Zjechałem nieco głową w dół, zaciskając zęby na lewej brodawce, jednocześnie obciągając kciukiem napletek chłopaka. Potarłem dziurkę na czubku penisa, prychając na dźwięk głośnego sapnięcia ze strony smarkacza. 
— Wyglądasz jak kurwa — mruknąłem, oddychając przeciągle i wydychając powietrze na napięty brzuch chłopaka.
Zacząłem mu ociągać, szybkimi, wręcz mechanicznymi ruchami, puszczając jego ręce, które zaraz oplotły moją szyję. Skupiłem się na gwałtownych, niedbałych pociągnięciach, wymuszając z dzieciaka kolejne westchnienia, sapnięcia i okoliczne języki, które od czasu do czasy wydobywały się z tych grzesznych ust. A jakby to tak na kasetę nagrać...? 
— Innym razem, zdecydowanie — mruknąłem cicho, sam do siebie, a smarkacz spojrzał na mnie z niezrozumieniem, ale szybki, mocny uścisk na wrażliwym narządzie skutecznie odegnał od niego chęć pytania. 
— Nie baw się — prychnął, wyginając plecy i odchylając głowę do tyłu.
— Smarkacz — odparłem z rozbawieniem, z zadowoleniem dostrzegając, że to jeszcze bardziej go zirytowało. — Uważaj — ostrzegłem, puszczając chłopaka, który na miękkich nogach wylądował na podłodze. Złapanie równowagi poszło mu kiepsko, pochylił się zanadto w przód, gdyby nie moja dłoń na jego ramieniu i ręce chłopaka, które dosięgły ściany, zarobiłby glebę. Odsunąłem się na moment, rozglądając się wokoło. Nawilżenie, jakiegokolwiek, gdziekolwiek?

1 komentarz:

.
.
.
.
.
.
template by oreuis