Rozejrzałam się wokoło, dostrzegając w końcu nauczyciela, który przebijał się przez tłum ludzi, gdy wszyscy odskakiwali od niego w popłochu. Może nie dosłownie, ale pojawiły się drobne drgnięcia i schodzenie z drogi, gdy tylko zauważono, że mężczyzna jest za stary na bycie uczniem, a nowy nauczyciel, zwłaszcza po akcji z Jane, nie wróżył niczego dobrego. Łopanie, następny semestr stanął pod znakiem zapytania. Żyć albo nie żyć, oto jest pytanie.
Mężczyzna trzymał w dłoniach dwie walizki, które swoje raczej przeszły, ale większą uwagę przykuwał ich właściciel. Kilka fragmentów jego twarzy i dłoni było jaśniejszych od reszty, wyższy ode mnie, wielokolorowe włosy i chyba setka tatuaży, które zlewały się, jeżeli za długo spoglądałeś na nie bez mrugania. Skrzywiony, garbiący się, może od urodzenia, a może robił to jedynie pod ciężarem walizek.
— Pan Remus? — spytałam, głośno, podchodząc do nowego nauczyciela. Przywdziałam na twarz uśmiech, starając się sprawiać w miarę pozytywne pierwsze wrażenie. Ostatecznie, pojawienie się tutaj w połowie roku, nie mogło być niczym przyjemnym. I dla ucznia, i dla nauczyciela. Okazał się faktycznie ode mnie wyższy, ale ledwie ledwie. Może dwa czy trzy centymetry różnicy.
— To tutaj przyjdzie mi męczyć zwoje myślowe i ciało przez kolejne kilka... w najbliższym czasie? — spytał.
— Najwidoczniej. — Skinęłam energicznie głową. — Woli pan przejść najpierw do sekretariatu czy pokoju?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz