czwartek, 17 sierpnia 2017

Kompilacja: [Aya x Hanabi]

Po wyjściu Nico, po tym jak przyniósł mi kuralet, kontynuowałam rozpakowywanie walizek. Układałam właśnie skrzynki z narzędziami i częściami na dnie szafy, gdy do pokoju weszła jakaś dziewczyna. Chyba moja współlokatorka.


W końcu chwila odpoczynku po całodziennym szukaniu guzików i innych rzeczy. Na szczęście wszystko skończyło się pomyślnie i mogłam iść do pokoju, a potem rzucić się na łóżko, ignorując cały świat. Szybko nacisnęłam klamkę, już trzeci raz tego dnia zapominając o pukaniu. Ku mojemu zdziwieniu w środku była jakaś dziewczyna.
— Um, hej — powiedziałam, nie wiedząc czy przeprosić za brak kultury. — Hanabi jestem. — Uśmiechnęłam się szeroko, siadając na swoim łóżku.


— Aya Cowell — odparłam z równie szerokim uśmiechem, co ten od strony dziewczyny — Jestem tu nowa. Przepraszam, jeśli wprawiłam cię w zakłopotanie.


— Też jestem nowa, dzisiaj przyjechałam — powiedziałam, zapinając walizkę, z której mogły wylecieć niepożądane rzeczy. — Jak podróż minęła? — zapytałam, obserwując dziewczynę, która nadal nie zdążyła wypakować swoich rzeczy.


— Od Utopii do Cesarstwa trochę drogi, kilka przesiadek, w tym jedna do Kolei Międzywymiarowej, więc jestem odrobinę zmęczona, ale jakoś nie przeszkadza mi to — odparłam, układając na półce ostatnie książki. — A tobie? Zmęczona?


 Raz jeszcze zerknęłam na jeden z ciemnofioletowych bagaży. Pierwszy raz od dawna ktoś obcy mógł mieć dostęp do jego zawartości. Nie chciałam, żeby ktokolwiek dowiedział się o moich zainteresowaniach przed momentem, kiedy zdecyduję się o nich komuś powiedzieć.
— Wystarczył autobus. Spotkałam kilka miłych osób, więc podróż była okej — jeszcze jedno spojrzenie — ale były potem problemy z dopasowaniem mundurka. Ostatecznie, jak widzisz, mogę odpocząć. W której klasie jesteś?
Oj, chyba dawno nie poznawałam nikogo nowego, bo język po chwili się rozplątał.


— W 1K — odparłam, zapinając pustą walizkę, już ostatnią, jaką miałam do wypakowania i usiadłam na łóżku po turecku. —  A ty?


— Ale się złożyło! — zaśmiałam się. — Ja również — wyjaśniłam, czując, jak pojedyncza kropelka spływa po moim czole.
Grzywka była naprawdę przydatna w takich momentach. Hanabi, głupiutka, Aya nawet nie jest zainteresowana walizką!


— W tej klasie jest chyba 3/4 osób z pierwszego roku, z tego co słyszałam — oznajmiłam, wstając i odstawiając swoje bagaże obok bocznej ściany mojej szafy, jedna za drugą.
Na powrót usiadłam przodem do dziewczyny i nie mogłam zignorować faktu, że zachowuje się dość nerwowo.
— Wszystko okej? Nie sądziłam, że jestem aż tak straszną osóbką — zachichotałam.


Dziewczyna odstawiła swoje walizki. Pod ścianę. Dużo dalej, niż ja trzymałam swoje, a przynajmniej jedną z nich. Podziwiam.
— Tak, tak, wszystko w porządku! — zapewniłam, brzmiąc co najmniej śmiesznie. — Tylko trochę się stresuję w nowym otoczeniu. To nie przez ciebie, kocham poznawać nowe osoby!


— Okej — oznajmiłam, kiwając się radośnie w przód i w tył.
Ewidentnie coś było na rzeczy. Miałam zbyt dobre zmysły, by tego nie zauważyć, ale postanowiłam nie drążyć tematu. Jeśli będzie chciała, sama powie.


— Tak ogólnie dużo osób ze starszego rocznika już widziałaś? Rozmawiałaś z nimi? Jacy są? — zapytałam, najpewniej rumieniąc się na myśl o osobie, z którą spędziłam pół dzisiejszego dnia.
Oh, co to za uczucie?


— Poznałam Nico. Całkiem miły. Dość pogodny.. .i przystojny — rzuciłam, sama lekko się rumieniąc, ale po chwili ogarnęłam się. — A ty? Kogo miałaś dziś za przewodnika?


— Nico. Przypuszczam, że to skrót, nigdy nie spotkałam się z takim imieniem. Może od Nicon? Dziadek w końcu miał tak na imię. Zaśmiałam się, patrząc na dziewczynę. — James.


— Fajny jest? — spytałam, uśmiechając się lekko. — Tak z ciekawości pytam. Nie mam zamiaru odbijać ci obiektu westchnień. 


— Obiektu westchnień? — Teraz zapewne byłam bardziej czerwona niż krzesła w bibliotece.
To znaczy, w filmach te krzesła zawsze były czerwone...
— Znamy się jeden dzień i w sumie nic o sobie nie wiemy...


— Ale to nie przeszkadza, by się zauroczyć — Wzruszyłam ramionami. — Daj spokój, przecież widzę, że tak jest! — zachichotałam, patrząc na jej twarz.


— Nigdy się nie zauroczyłam — powiedziałam, niezgodnie z prawdą. — No, może raz, ale to było coś dziwnego i w ogóle wszystko jest dziwne. I to tutaj to chyba, raczej, może nie to... Tak myślę... Argh.
Zabawne, czułam się, jakbym mogła powiedzieć jej wszystko. Po raz drugi tego samego dnia. Jak nigdy wcześniej. Wygląda na to, że w tej szkole jest wiele kochanych osób.


— Spokojnie. Nikomu nie powiem. — Machnęłam ręką z uśmiechem — Zauroczenie to nic złego.
Hanabi była specyficzną dziewczyną, ale bardzo lubiłam poznawać takie przypadki. Były interesujące. A ten "okaz" miał jakieś ciekawe rzeczy w zanadrzu. Oczywiście, bez urazy. Porównanie do okazu eksperymentalnego jest oczywiście dla żartu, ale nikt nie musi wiedzieć, że ją tak nazwałam w swojej głowie. Tfu...


 —To znaczy, wiesz. Dwa lata temu, kiedy miałam trzynaście lat, zamieszkałam u mojej cioci. I poznałam tam pewnego chłopaka. Spędziliśmy cały dzień razem, ale nigdy więcej go nie spotkałam — powiedziałam, bardzo ogólnie. Nie musiała znać szczegółów.


— Czyżby duch? — spytała przybliżając się z ciekawską miną — Bo kto inny poznałby tak ładną dziewczynę, a potem nawet się do niej nie odezwał ani razu?


 Zamurowało mnie. Może lepiej skończyć temat...
— Daj spokój, nie jestem ładna. Włosy od pewnej długości po prostu nie rosną. I cierpię na wieczny ból pleców.


— E tam, przesadzasz — zaśmiałam się
Dziewczyna chyba nie chciała o tym rozmawiać, wiec cofnęłam się i wstałam z łóżka. Wyciągnęłam z szafy mundurek i poszłam do łazienki. Po niedługiej chwili wyszłam, ubrana w kremową marynarkę, z kremowym sweterkiem pod spodem i białą koszulą oraz ze spódnicą także w kolorze kremowym. Jedynie zachowałam moje białe buty z różowymi elementami, gdyż nie było określonego wymaganego obuwia.
— Muszę załatwić pewną sprawę  — oznajmiłam, wychodząc z pokoju. — Będę później.


Pożegnałam dziewczynę. Kiedy tylko zamknęła drzwi, podeszłam do walizki i otworzyłam ją na oścież, segregując wszystko wielkością. Cóż za monotonne za-zajęcie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis