poniedziałek, 31 lipca 2017

Kompilacja: [Dexter x Foma] 3

Westchnąłem i z komputerem pod pachą otworzyłem drzwi od swojego pokoju. Idealnie dwudziesta. Dexter siedział przy biurku, pisząc coś jeszcze.
– Proszę, powiedz mi, że nigdy nie tkniesz farby do włosów. – Parsknąłem głośnym śmiechem, stawiając mój sprzęt obok jego dokumentów. – Serio? Blond? Co ci do głowy musiało strzelić! I jeszcze nazywasz mnie kurduplem, podczas gdy sam niedawno nim byłeś. Wiesz co?

Prychnąłem głośno, kręcąc z niedowierzaniem głową.
– Obiecuję, że to było raz i nieprawda. poza tym, James urósł tylko dwa centymetry odkąd go znam, dal niego wszyscy byliśmy kurduplami – jęknąłem z zażenowaniem. – Za to twój sposób spalił na panewce. – Foma spojrzał na mnie z niezrozumieniem. – Wiesz o włosach, czyli gadaliście o nas za dzieciaka. Spławiła cię blokerami i brakiem czasu? – spytałem. 

Wzruszyłem ramionami.
– Oczywiście, że tak – odpowiedziałem zgodnie z prawdą. – Ale ani nie skoczyła na mnie, by rozerwać mi którąś z tętnic, ani nie wydarła się na mnie. Uśmiechała się. Szczerze. Myślisz, że chciałem z niej wszystko wyciągać, tak jak robisz to ty z Jamesem? Nie, ona potrzebuje innego typu rozmów. A wy musicie zgarnąć od niej trochę pracy i dokumentów, bo kilka dni i padnie wam z przepracowania – powiedziałem poważnie. – Przynajmniej w końcu skończyłem zdjęcia...

Przytaknąłem, wzruszając ramionami. Jak na obecny stan Heather, to i tak był spory sukces.
– Zagonie jutro Jamesa do roboty i z nim pogadam. Ale te papiery są chore, wypełniamy je prawie co dzień – jęknąłem. – Do tego czasu pewnie jej przejdzie. A poza tym, jak zdjęcia wyszły? 

– Dobrze, myślę, że dużo przejdzie pomyślnie przez etap akceptacji Hery. – Uśmiechnąłem się. – I udało mi się też złapać kilka ptaków i wiewiórkę podczas spacerów do stawu, zdjęcia są cudowne. Jak chcesz, mogę ci je jakoś pokazać, dzisiaj już nie mogę na nie patrzeć.

Kiwnąłem twierdząco głową.
– Jutro – wymamrotałem, przyciągając go do siebie i całując powoli. – Dzisiaj damy ci trochę odpocząć. 

Uśmiechnąłem się, gdy ten mnie całował.
– Wiesz, że jesteś cholernie przystojnym draniem? – wymruczałem w chwili przerwy na oddech.

Parsknąłem śmiechem.
– Czemu od razu draniem?

– Ty już sam o tym doskonale wiesz – szepnąłem w odpowiedzi, oddając pocałunek.
Pociągnąłem Dextera za sobą na łóżko.

Przyznam, że nie spodziewałem się, że Foma będzie taki dotykalski. W jego ruchach był wieczny głód, na tyle wielki, że sam zastanawiałem się, jak bardzo wcześniej go skrzywdzono. Prychnąłem głośno. 
– O, nie, najpierw lubrykant i prezerwatywy – przypomniałem, żeby nie latać jak wczoraj. 

Jęknąłem, gdy ten wstał z łóżka. Chwilę przerwy wykorzystałem przynajmniej do zdjęcia mojej koszuli.
– Dzisiaj przynajmniej nie zniszczysz kolejnej – powiedziałem z chytrym uśmiechem.

Kiwnąłem głową ze złośliwym uśmiechem.
– Pamiętasz, że obiecałem ci zemstę? 

– Jakbym miał zapomnieć. – Przewróciłem oczami.

– Dlaczego mam wrażenie, że zabiję Heat za te włosy? – jęknąłem, przygryzając płatek ucha chłopaka. 

– Dalej nie mogę uwierzyć, że to zrobiłeś. – Parsknąłem śmiechem, jęcząc i jeszcze bardziej przybliżając się do chłopaka.

Prychnąłem, zdejmując koszulę. 
– Nawet mnie nie dobijaj, nie wiesz, co musiałem zrobić dla tej farby. 

Uśmiechnąłem się, całując jego szyję. Powoli, starając się nie ominąć ani jednego miejsca.
– Nie chcę wiedzieć.

Prychnąłem cicho, odsuwając go na moment od siebie. Zdecydowanie musiałem się przyjrzeć tym mięśniom, wiekopomnym policzkom i oczom, w których upadały całe światy. Jęknąłem, składając delikatni pocałunek na jego ustach.

Szmaragdowe oczy uważnie pochłaniały każdy milimetr kwadratowy mojego ciała. Uśmiechnąłem się.
– Już się napatrzyłeś? – Parsknąłem śmiechem.

– Zauważyłeś, że ciągle parskamy albo prychamy? – spytałem, zaczynając skubać kawałek jego ucha zębami.

– Może – mruknąłem, a z mojego gardła wydobył się jęk. – Niedługo zamiast kotami zostaniemy końmi.

– Ta perspektywa jakoś mnie nie nęci – odmruknąłem, przechodząc na jego szyję.

– Mnie też – szepnąłem, odchylając głowę, by dać mu lepszy dostęp do mojej skóry. – Dowiedziałem się, że przepadasz za kotami i chyba wolę, by tak pozostało.

– Zaczynam mieć wrażenie, że powinienem zabić Heather – wymamrotałem. – Co będzie dalej? Moje zdjęcia z dzieciństwa? –  prychnąłem, zostawiając mu malinkę.

– O to już poprosiłem. – Pokazałem zęby w złośliwym uśmiechu. – Nie mogę się doczekać.

– Będzie martwa – podsumowałem, przewracając go na łóżko. – Ręce – warknąłem.

– Hej – mruknąłem, dalej z szerokim uśmiechem na twarzy, podając mu moje dłonie. – Tylko żebyś ty nie skończył martwy, bo mam wrażenie, że dzisiaj udało ci się ominąć śmierć cudem.

Ściągnąłem z koszuli krawat, w końcu znajdując kolejne zastosowanie dla formalnego stroju. A będzie próbował narzekać na moje koszule i marynarki.
– To Heather, bez przesady, duże dramaty, mały zasięg rażenia – prychnąłem pewny siebie. Obwiązałem mu nadgarstki krawatem, następnie przywiązałem do ramy.

– Tego się nie spodziewałem... – wymruczałem, poruszając rękoma, by sprawdzić, jak wytrzymały był węzeł. Hm, miejmy tylko nadzieję, że krew będzie mi dopływać do palców. – Może jeszcze powinniśmy ustalić słowo bezpieczeństwa? Zakneblujesz mnie? Zasłonisz oczy? Gdzie twój bat, o panie?

– Voila, pełen profesjonalizm – wymamrotałem. Nie ścisnąłem za mocno, ale na tyle skomplikowanie, że sam nie będzie w stanie się wydostać. – Usta zdecydowanie powinniśmy ci czymś zakleić – parsknąłem. – Jeżeli zrobi ci się słabo, źle i tak dalej, wołaj kwiatami.

Pokiwałem głową.
– Sasanka i konwalia – powtórzyłem kwiaty na głos. – Proszę cię, jednak staraj się, żeby słabo mi się nie zrobiło, nie mam ochoty na nocne morderstwa. – Puściłem mu oko.

– Zero słabości, zrozumiano, nie obiecuję – wymieniłem szybko, pociągając dłonią po napiętych mięśniach jego brzucha. Oh, zdecydowanie najbardziej podobał mi się rześki, rozłożony, zdany tylko na moją łaskę. Zamruczałem.

Prychnąłem, widząc, że dochodzi do właściwych wniosków. W sumie, dawno nie graliśmy w nic, a jeszcze mieliśmy tyle sekretów do odkrycia, że warto spróbować nieco poszerzyć repertuar.
– Pytanie za pytanie, odmowa odpowiedzi oznacza karę?

– W takim stanie? – Podniosłem brew. – To nie fair, szanse nie są równe – prychnąłem oburzony, po chwili reflektując się, że przecież Dextera nie obchodziła gra fair-play. Władza, to go obchodziło. Westchnąłem.

– Dlaczego mam wrażenie, że jutro mi się za to odwdzięczysz? – prychnąłem. – Ale dla wyrównania szans.. Na każde moje pytanie możesz zadać dwa. Taki układ ci pasuje?

Hm. Wszystko ma swoje plusy i minusy, a nie wydawało mi się, żeby Dexter nie miał na mnie jakiś haczyk. No cóż. Pokiwałem głową, zgadzając się.

– To zacznijmy. A właściwie pozwolę ci zacząć. –  Uśmiechnąłem się złośliwie, z miną "Znaj łaskę pana".

– Jak trafiłeś do "ośrodka"? – zapytałem. Bo dlaczego by nie zacząć mocnym akcentem. Nie podejrzewałem raczej, że tego wieczora będziemy się wymieniać delikatnymi pytaniami o naszych siostrach.
– I nie odpowiedziałeś jeszcze na jedno pytanie – dodałem po chwili szybko. – Ile miałeś partnerów czy partnerek?

Wzruszyłem ramionami, czyżby w końcu zaczął uczyć się od najlepszych?
– Oh, czyli zdecydowanie naciągnąłeś Heather na zwierzenia, damskie ploteczki? – prychnąłem. – Pracowała tam moja krewna, a przy tym zgarniano od nas dzieciaki z niebezpiecznymi talentami do ośrodków po prostu. Miałem o tyle dobrze, że trafiłem do Nervill. Wyższe sfery, zamknięty ośrodek, w sumie wypas, jak na ośrodki szczęście, tylko dwójka nas była.
– Osobno czy łącznie? –  zadrwiłem. –  Trzech chłopaków, cztery dziewczyny. W jaki sposób ty trafiłeś do laborek?

– A ty byłeś zazdrosny! – prychnąłem z oburzeniem. – Sam nie wiem, podobno miałem jakiś wypadek z siostrą. Nie pamiętam, pewnie dowiesz się, grzebiąc w mojej głowie. To też usunęli. – Posłałem mu bezosobowy uśmiech. Pociągnąłem rękoma za węzeł. Eh. – Jak ciebie zauważono? I kiedy?

Roześmiałem się serdecznie, poważniejąc przy temacie chłopaka.
– I powiedz mi może jeszcze, że nie miałem prawa – jęknąłem. – Zapisane, trzeba będzie to ogarnąć. – Dotknąłem jego policzka, chcąc okazać mu odrobinę otuchy, ale nie mogłem powstrzymać złośliwego uśmiechu, gdy naciągnął krawat.
– Osiem lat, zaprogramowałem przez przypadek nauczycielkę.

– Oh. – Parsknąłem śmiechem. – Biedna kobieta, co ty jej zrobiłeś. – Zdecydowanie nie mogłem usunąć z głowy widoku małego brzdąca, który z powagą wymalowaną na twarzy grzebie w głowie dorosłego. – Twoja kolej.

– Kim był Adam? – wypaliłem, mając nadzieję, że nie brzmię na zazdrosnego. Wcale. Null. Nic.

Wybuchnąłem śmiechem.
– Co, zazdrosny? – Uśmiechnąłem się. – Dwa lata starszy ode mnie chłopak, wakacyjna miłostka łatwowiernego dzieciaka szukającego bliskości, która na sam koniec okazała się zwyczajnym dupkiem. I nie, nie dupkiem w twoim stylu – odpowiedziałem szybko i krótko. – Ale trzeba przyznać, że w łóżku był cudowny...
Bo dlaczego by nie podrażnić się z drapieżnikiem.

Adam. Wakacje. Wybadać, zapisać, dupek, znaleźć nazwisko, dupek, nie w moim stylu, gbur, zakodować, cudowny w łóżku, dupek, zapamięt... zaraz. Wróć. Podniosłem wyżej lewą brew, przenosząc dłoń z jego policzka na sutek.
–  Masz dwa pytania – przypomniałem złośliwie.

– Ręka na twarz – warknąłem. – Dostałeś odpowiedź na pytanie. Kim był twój pierwszy partner? – zapytałem, jeżeli już wchodziliśmy na ten temat. – Seksualny – dodałem po chwili. – I dlaczego się skończyło?

Powstrzymałem wybuch śmiechu, podszczypując go delikatnie. Z dziecinną radością zaobserwowałem jego próbę wygięcia się. Nic z tego.
– Heather. I naprawdę chcesz znać odpowiedź na drugie pytanie?

– Kurwa, Dexter, umawialiśmy się – jęknąłem. – A dlaczego bym nie chciał? Zakazany owoc smakuje najlepiej.

– Mówiłem też coś o zemście, ja tam niczego więcej nie pamiętam – odparłem, zaczynając składać na jego szyi drobne pocałunki, wciąż męcząc dłońmi jego ciało. – No to sobie przypomnij co mówiłem. Każdy dostawał w końcu po mordzie.  – Westchnąłem, czując zapach wanilii.  – Heather nie zawsze wie co robi  – przyznałem.  – Zachowuje się jak w śnie, a potem niczego nie pamięta. Można powiedzieć, że ty po imprezie zareagowałeś lepiej, niż potem ona.

– Dexter, ty pierdolony dupku – przekląłem go, odchylając przy tym głowę bez kontroli umysłu, raczej serca. Jęknąłem, a po chwili zagubiłem się w swoich myślach z nutką cytryny unoszącą się cały czas w pobliżu. Czyżby Heather...? Oh. Bardzo możliwe. – Twoja kolej.

Parsknąłem słabo kontrolowanym śmiechem, mocniej dociskając usta do jego szyi.
– Dlaczego fotografia? – spytałem szybko.

Jęknąłem głośniej, szarpiąc za więzy. Niech tylko mnie odwiąże, a będzie żałować przez następny tydzień. – Bo rysować nigdy nie lubiłem – odpowiedziałem, starając się nie załamywać głosu. – A przy fotografii mogę się wyłączyć i zachować coś prawdziwego. A nie tylko ruch nadgarstka, który często się myli. – Znowu jęknąłem. – Dlaczego ciągnie cię do polityki? I co chciałbyś zmienić?

Oh, szarpał się jak kociak zaplątany w kłębek włóczki. Przygryzłem mocniej jego szyję, ciesząc się z każdego otrzymanego jęku.
– Bo tam są gracze – wymamrotałem. – Ludzie, którzy czekają, aż ktoś podejmie wyzwanie i zagra z nimi w grę.  A wiesz, że to uwielbiam. – Wciągałem nosem zapach wanilii. – Chcę stworzyć świat, Foma. Chcę dać mu wolność, a  jednocześnie zapewnić mu dobrobyt. Na pewno edukacja, poszerzenie, bo Cesarz dobrze robi. Zaciągnąłbym elfy na swoją stronę, bo spiczastouchy lub nie, ale też człowieki. I otworzyłbym granice. Za długo kisimy się w naszych ograniczonych wymiarach. Potrzebujemy odkryć kosmos. Wszechświat. Może nasz, a może kolejny.

Uśmiechnąłem się, słuchając wywodu Dextera.
– Ładnie mówisz – zauważyłem, mrucząc. – Jeżeli zostaniesz politykiem, to będziesz dobry, mogę ci to obiecać. I w samej grze, i w przekonywaniu ludzi. Dobrze, że się nad tym zastanawiasz – stwierdziłem. – Bardzo ładnie mówisz – powtórzyłem.

Moje palce powędrowały w kierunku spodni chłopaka.
– Byle nie byli nudni – stwierdziłem, całując go. – Jakie plany na przyszłość? Fotografia? Dręczenie niewinnych polityków? – spytałem rozbawiony.

Dexter ewidentnie nie mógł się powstrzymać. Mruknąłem, chcąc by pocałunek trwał jak najdłużej.
– Dlaczego od razu dręczenie? – Uśmiechnąłem się, pokazując białe zęby. – Kompletnie nie wiem, Dex. Niby mnie to kręci, niby chcę to robić... Ale pozostaje to pieprzone "niby". Zgaduję, że wyjdzie w praniu, dopiero po szkole. Żebyś się nie zdziwił, jak znajdziesz mnie jako prawą rękę cesarza. Mój tatuś byłby dumny. – Wybuchnąłem śmiechem. – Gdybyś mógł zmienić jedno wydarzenie ze swojego życia, to co byś zmienił? I oczywiście dlaczego?

To byłoby... ciekawie, mieć do czynienia z Fomą jako powaznym przeciwnikiem na arenie politycznej. Rozpiąłem rozporek w jego spodniach.
– Dex? – prychnąłem. – Wypadek siostry. Chyba wolałbym ją w normalnej wersji. – Wzruszyłem ramionami. – Kim są twoi rodzie? 

Prychnąłem. Szło mu zdecydowanie za szybko. Podniosłem nogę, starając się go odepchnąć.
– Ojciec polityk, matka ładna pani z uśmiechem na twarzy zajmująca się całym domem. – Krótko i na temat. – Na prawdę nigdy nie słyszałeś o poważnym ministrze Przewalskim? – Parsknąłem śmiechem. – Może to i lepiej. A twoi? Co porabiają? O, i jak się nazywają!

– Złapałem go za nogę, przyciągając nieco do siebie ciało chłopaka.
– Ojciec bibliotekarz, matka prowadzi firmę. – Wzruszyłem ramionami. – Darius i Marigold Davon. Chyba w całości poszedłem po matce, ojciec nawet nie chce słyszeć o grach – jęknąłem głośno. – Chciałbyś mieć więcej rodzeństwa? 

Warknąłem, gdy ten mnie złapał za stopę, łaskocząc przy okazji. Miejmy nadzieję, że nie zauważył.
– Nie, jeden, upierdliwy brzdąc na głowie mi zdecydowanie wystarcza. – Uśmiechnąłem się. – Gdybyś miał coś zmienić w sobie, to co to by było? I jak wygląda twój ideał człowieka?

Prychnąłem z rozbawieniem, słysząc jego warknięcie.
– Chyba oczy – przyznałem. – Żebym mógł w spokoju nosić soczewki kontaktowe. A mój ideał, nie wiem czy zauważyłeś, stoi przede mną. 

Oh. Uśmiechnąłem się, a moje policzki przyjęły pewnie kolor soczystej czerwieni.
– Nie wiem, czy chciałbym, żebyś zmieniał swoje oczy... Są cudowne, przypominają mi szmaragdy. – Uśmiechnąłem się.

Oh, zaczerwienił się. Warto zapamiętać, zapisać, zanotować.
– Skąd prawdziwy powód przyjechania tutaj? – zamruczałem. 

Odchrząknąłem.
– Wydaje mi się, że od dawna byłem pod jakimś nadzorem. W sensie... Każdy mój ruch był kontrolowany. – Jęknąłem, gdy ten ewidentnie dalej kombinował przy moich spodniach. – Dziecko po eksperymentach, inteligentne, w dodatku jego ojcem jest minister? Idealne, by zobaczyć jak poradzi sobie w takim środowisku. – Parsknąłem śmiechem, uświadamiając sobie pewną rzecz. – Jestem jednym pieprzonym chodzącym eksperymentem.

Kiwnąłem potakująco, rozwiązując krawat. Foma spojrzał na mnie z niezrozumieniem. 
– Kiepska atmosfera na takie tematy – stwierdziłem. Tym bardziej, że zaszliśmy już z pytaniami nieco dalej. Przejechałem dłońmi po delikatnych śladach na jego nadgarstkach. 


Oh. Przeniosłem moje ręce na jego szyje, wtulając się w chłopaka. Mruknąłem.
– Dziękuję.

Kiwnąłem głową, przytulając chłopaka.Położyłem nas obu na łóżku.
– Na dzisiaj wystarczy – zerknąłem na zegarek. Północ, lepiej nie zaspać znowu.

Westchnąłem.
– Jutro twoja kolej – mruknąłem, chowając głowę w zagłębieniu pomiędzy szyją a ramieniem chłopaka.

– Jeszcze zobaczymy – wymamrotałem, zasypiając. 

Uśmiechnąłem się i sam zamknąłem oczy, wpadając w Objęcia Morfeusza.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis