Mruknąłem, próbując przeciągnąć się, jak zawsze robiłem to rano. No tak. Nic z tego, gdy jest się w objęciach drugiej osoby. Otworzyłem leniwie jedno oko. Dexter jeszcze spał, oddychał równo, a jego twarz była rozluźniona, jeszcze nie dane mi było podziwiać jego szmaragdowych oczu.
– Dzień dobry – wymruczałem, próbując powoli wydostać się z mocnych rąk chłopaka.
Miły spokojny poranek, gdyby tylko jeszcze moja poduszka nie próbowała ode mnie uciekać.
– Jeszcze pięć minut – jęknąłem, przyciskając Fomę mocniej do siebie. – Gdzie się śpieszysz, przecież nie jesteśmy spóźnie... – Otworzyłem szeroko oczy, podskakując i zerkając na zegarek. Jęknąłem w duchu, nie ma bata, poszło po całości. – Zaspaliśmy...?
Spojrzałem się na niego z przerażeniem wymalowanym na twarzy.
– O cholera. – Poderwałem się z łóżka, zostawiając Dextera samego. – Proszę cię, powiedz, że żartujesz. Kurwa.
Chwyciłem za jakiekolwiek ubrania z szafy i kosmetyczkę, chcąc jeszcze się wykąpać.
– Nie wstajesz? – Stanąłem na chwilę, podnosząc brew.
Szybko oceniłem nasze szanse.
– Nie ma szans, dzisiaj tylko cztery lekcje, jest druga. Możemy zdążyć najwyżej na trzecią, a jeden dzień wolny nas nie zbawi. – Podniosłem się nieco. – Muszę jeszcze skoczyć do mojego pokoju po ciuchy – wymamrotałem, szukając wzrokiem moich spodni.
– Jakie plany masz na dzisiaj ?
Wzruszyłem ramionami.
– Obrobić zdjęcia, które miałem obrobić w nocy, zmienić pościel, wykąpać się, obejrzeć dobry film, jeżeli już mam na to czas... – Schyliłem się i podniosłem jego ciuchy. – No i czekam na obiecaną kawę.
Uśmiechnąłem się, podając mu je.
Kiwnąłem głową, odbierając od niego moje ciuchy.
– Pół godziny i jestem z powrotem. Oferta mieszkania nadal aktualna? – spytałem.
Zgodnie z obietnicą trzydzieści minut później byłem najedzony, przebrany, dogadany z Jamesem (odcisk palców na jego twarzy wyraźnie wskazywał, że coś poszło nie tak), odświeżony i przy okazji niosłem do pokoju Fomy kawę. Zapukałem.
– Aktualna. – Mrugnąłem do niego.
Gdy zapukał, ja stałem już umyty i ubrany, czyli ogarnięty. Właśnie zmieniałem pościel
– Proszę! – krzyknąłem, walcząc z poszewką, która zdecydowanie nie chciała ułatwić mi poranka.
Do pokoju oczywiście wszedł Dexter. Z kubkiem parującej kawy. Onacesarza. Uśmiechnąłem się, podchodząc do niego.
– Boże, na cesarza, jak bardzo mi tego było potrzeba. – Przechwyciłem napój od niego i od razu wziąłem łyk. – A teraz dokończyć ścielenie i zabrać się za zdjęcia. Ty masz coś do roboty?
– Pomogę ci – zaproponowałem z rozbawieniem. Uwinęliśmy się w try miga ze zmianą pościeli. – Papiery dotyczące miasta tylko, potem krótkie spotkanie z Jamesem, Heat i Nico, musimy wszystko ogarnąć. żebyśmy w końcu mogli wyłazić do Atlanty. No i ktoś coś mamrotał, że Cesarz chce nas odwiedzić – jęknąłem. – Pora się przygotować.
– Swoją drogą, nasza para gołąbków chyba w końcu doszła do bezpośrednich aktów przemocy – przypomniałem sobie.
Spojrzałem się z przerażeniem na Dextera, momentalnie tężejąc.
– Cesarz chce nas odwiedzić? – powtórzyłem po nim. – A Heather i James zaczęli rozdrapywać sobie tętnice?
Oh, cudownie.
– Heater musi dostać czekoladę i herbatę. Jak najszybciej – stwierdziłem, marszcząc czoło. – W ogóle pytałeś się jej, co się dzieje?
Pokręciłem z niedowierzaniem głową.
– Cesarz niby rajd ma zrobić po tych szkołach ufundowanych. Oprócz nas mają tam niby jeszcze kilka placówek i mamy być na końcu, ale kto go tam wie – jęknąłem. – To nie wygląda jak typowy marsz polityczny pod publikę, Hera nic nie powiedziała, ale wydawała się zaniepokojona, gdy jej o tym wspomnieliśmy.
– A kto ją tam wie. – Wzruszyłem ramionami. – Heat zawsze była trochę świrnięta na punkcie związków. Wszyscy dostawali zwykle po mordzie, ale normalnie szybko odpuszczała, a tym razem to się ciągnie. To też nie tak, że James jej nie podburza – prychnąłem. – Jak dzieci normalnie.
– Czyli z nią nie gadałeś? – zapytałem załamany. Postawiłem kubek z kawą na biurku i schowałem twarz w dłonie. – Z wami wszystkimi jak z dziećmi. Czy aż tak trudno zapytać, co się dzieje? Dexter... – Pokręciłem głową. – Ja wiem, że kobiety to zakręcone stworzenia, ale to dalej istoty humanoidalne i dalej mają potrzeby czy emocje jak mężczyźni. Serio, one nie pojawiły się z kosmosu i nie, nie gryzą, jak chce się z nimi pogadać. Wracając, czyli wiesz, że są na siebie wkurwieni, ale nie gadałeś z nimi osobno?
Podniosłem ręce w geście pokazania białej flagi.
– A próbowałeś kiedyś rozmawiać z wkurwioną Heather? – spytałem. – Podpowiem, nie da się, bo sam robisz się praktycznie wkurwiony, a ona tylko patrzy i się na ciebie gapi z miną "Czy ty na serio wiesz co robisz?". Heat pewnie nawet blokerów przy sobie nie ma, bo miasto wciąż zamknięte. – Prychnąłem. – Coś w tym guście? – zaryzykowałem.
Prychnąłem.
– Bo nie wziąłeś czekolady. Mężczyźni. – Przewróciłem oczami. – Na prawdę współczuję dziewczynom, że muszą się z nami użerać. Weź czekoladę, weź koc, a ją zabierz w ciche miejsce – powiedziałem spokojnie. – Oczywiście bez związywania, po dobroci – dodałem szybko, mając nadzieję, że nie przeszło to czarnowłosemu przez głowę. – I zadaj tylko jedno pytanie. "Co się dzieje?" – wymówiłem każde słowo powoli, mając nadzieję, że zrozumie. – A później siedź cicho. Pozwól jej na siebie nawrzeszczeć, ryczeć, wszystko. Byleby nie rozerwała ci żadnej tętnicy.
– Ej, ty też jesteś facetem! – prychnąłem, siadając na świeżo pościelonym łóżku. – Bez obrazy, Foma, ale to nie jest dziewczyna... – jęknąłem, widząc jego spojrzenie.
– To Heather – powiedział z rozbawieniem. – Jakbyś nie zauważył, to Heather jest dziewczyną – położył nacisk na czasownik być, wywołując u mnie kolejne prychnięcie.
– Może, ale Heather nie ryczy – wymamrotałem z niedowierzaniem.
Podniosłem brew, biorąc kubek z kawą i siadając obok niego. Oj, czeka nas dosyć poważna rozmowa.
– Nie ryczy? – zapytałem, pochylając się w jego stronę. – Nie płacze? Nie pozbywa się złych emocji? Łzy nigdy nie spływają jej po policzkach? Pierdolona bzdura – prychnąłem, biorąc łyk mojego napoju. Wziąłem oddech, szykując się na dłuższą wypowiedź. – Każdy ryczy. Nie ważne w jaki sposób, bo można to również robić tylko w głowie. Ale emocji pozbywa się każdy. Nawet ty, Panie Davon i nie wmówisz mi, że jest inaczej. A tym bardziej robi to osoba z problemami sercowymi. Może i nie widziałeś jej, jak płacze, chociaż znasz ją od dawna. Ale robić to musi. Po cichu, sama, gdzieś schowana, może w głowie. Najwidoczniej dobrze to ukrywa, tyle.
– Nie ryczy? – zapytałem, pochylając się w jego stronę. – Nie płacze? Nie pozbywa się złych emocji? Łzy nigdy nie spływają jej po policzkach?
Oh, chyba odpowiedź "Nie?" nie zostałaby zbyt mile przyjęta, więc milczałem.
– Znaczy – zacząłem, kuląc się pod ostrym spojrzeniem Fomy. – U niej to chyba tak nie działa...? – Oh, to jego prychnięcie zdecydowanie zapamiętam. – Nie, serio to Heather. Ona nigdy się tym nie przejmowała albo zawsze zlewała mnie i jego, jak coś wychodziło poza jej bezpieczną linię. Krzyczała, darła się, ale dosyć szybko jej przechodziło i wracało do normy. To trochę dziwne, że teraz się wścieka tak długo. – Wzruszyłem ramionami, podbierając mu łyk kawy.
– Hej! – warknąłem, gdy ten upił łyk z mojego kubka. – Słuchaj, sprawy sercowe to zupełnie inna sprawa. Zdecydowanie delikatniejsza, poważniejsza, spokojniejsza. Nie podejrzewam, żeby w tym przypadku to było najzwyczajniejsze zauroczenie, które mija po miesiącu. A to że "zlewała", wcale nie oznacza, że zlewała. Po prostu potrafi dobrze ukrywać niektóre rzeczy. Nawet przed wami. – Wzruszyłem ramionami. – Wścieka się długo, bo jej zależy.
Jęknąłem głośno, upijając kolejny łyk kawy. Gorzka, ale do przeżycia, choć zdecydowanie wolałem słodkie klimaty.
– Uwielbiam cię, ale wątpię, że to tak zadziała – prychnąłem. – Równie dobrze mogło jej jednorazowo coś odwalić albo ma okres, pewnie jej przejdzie – powiedziałem pewnie. – Co mi przypomina, że jeszcze trzeba rozgarnąć naszą sesję ze Sky – dodałem.
Załamałem się kompletnie.
– Dlaczego za każdym razem wszelkie emocje trzeba tłumaczyć okresem? – zapytałem, chowając twarz w dłonie i zostawiając kawę na pastwę Dexterowi. – Dexter, ja ciebie też uwielbiam, ale ogarnianie dziewczyn zdecydowanie twoją mocną stroną nie jest. Przynajmniej podrzuć temu "potworowi" czekoladę, zobaczysz, że od razu będzie troszkę lepiej. – Wypuściłem powietrze z płuc, odchylając się do tyłu i padając na łóżko. – No tak. Dzwoniłeś już?
Wypiłem kawę do końca, starając się wyglądać dumnie i porządnie, ale przy łajaniu mnie przez Fomę musiało to wyglądać co najmniej komicznie. Postanowione, szybka rundka czekoladowa, a potem przyjacielski hyc do Heather.
– Kiedy tylko będziemy chcieli możemy do niej wbić, wolałaby u niej, bo ma pomieszczenia już sterylnie i sensownie zrobione. – Wzruszyłem ramionami. – W razie czego mamy pogadać z Heather, to nas podprowadzi, bo zmienili zabezpieczenia u niej ostatnio.
Pokiwałem głową, patrząc, jak Dexter pije moją kawę. Eh, a była taka dobra.
– Sterylnie oznacza szpitalnie? – jęknąłem wyrwany z moich przemyśleń na temat wyglądu chłopaka, mając nadzieję, że nie. – Ja jestem gotowy, wszystko zależy od ciebie. – Uśmiechnąłem się. – Bylebym nie leżał na jakimś szpitalnym łożu, proszę. Mam ten cholerny uraz. – Zadrżałem, przenosząc wzrok z arcydzieła na sufit.
Pokręciłem głową.
– Czysto i bezpiecznie. Dłuższe sesje i tak dalej będą nieco ci mieszały. Odpowiednie kolory ścian, regulacja oświetlenia i tak dalej. To będzie po prostu pokój wypełniony poduszkami, z jedzeniem i piciem w razie czego. Sky ma u siebie klinikę, ale będziemy w drugiej części budynku, jedna z jej uczennic będzie nas doglądać w razie czego. – Kiwnąłem głową, to całkowicie zrozumiałe, że szpitale raczej nie będą kojarzyć się dla niego miło. – Pójść i rozgarnąć to z Heather? – spytałem.
– Psychiatryk? – zapytałem, parskając śmiechem i kręcąc głową. – Dobra, nie ważne. Ufam tobie, miejmy tylko nadzieję, że mnie nie zabijesz. – Uśmiechnąłem się do niego i machnąłem ręką. – Idź, idź do niej, weź czekoladę i koc. I nie daj się zamordować proszę cię, dalej pamiętam o twojej obietnicy zemsty. – Puściłem w jego kierunku oko.
– Nie mogę się doczekać twojej miny, aż tam pojedziemy – prychnąłem. Skierowałem się prosto do pustego pokoju samorządu, skąd wziąłem losowy koc i czekoladę. Potem ruszyłem na poszukiwania Heather, znalazłem ją akurat w jednej z pustych sal lekcyjnych, porządkującej papiery.
– Hej, mogłabyś szepnąć Sky, kiedy będziemy mogli przyjechać? – spytałem.
– Pewnie, odpowiadałaby wam sobota? Mało lekcji i spokój względny będzie, a w niedzielę Foma i tak odpocznie – odparła z uśmiechem i w tym momencie byłem pewny, że fomiaste rozwiązanie sprawy niczego nie dałoby, ale dla świętego spokoju, wskazałem na koc w mojej dłoni. – Masz ochotę się przejść? Mam czekoladę! – poparłem swoją rację, wyciągając mój jedyny argumenty.
– Dzięki, ale muszę to dokończyć – odparła, wracając do papierów. Poprawiła lewą dłonią włosy, zanim zapisała kilka notatek na marginesach. Dobra, raz kozie śmierć. Przysiadłem się do niej, podając jej czekoladę.
– Co się dzieje? – spytałem naśladując spokojny i powolny ton Fomy. Spojrzała na mnie jak na wariata.
– Dexter, dobrze się czujesz? – prychnęła, zerkając kątem oka. Spróbowałem nieco innej taktyki.
– Heather, wiem, że James działa ci na nerwy, ale te wszystkie dramaty są naprawdę niepotrze... – Odsunęła się gwałtownie od stołu.
– Słuchaj nie wiem, ani co ty sobie ubzdurałeś, ani co on sobie ubzdurał. Nie możecie po prostu zostawić mnie w spokoju? Nie wiem czy zauważyłeś, ale mamy jeszcze robotę do wykonania – warknęła, ale kilka sekund później już westchnęła. – Zrób mi tą przyjemność Dexter i weź się zawiń gdzieś. Jestem zmęczona, chcę to skończyć, a od kilku dni cały czas mi ktoś przeszkadza – jęknęła.
– Hej, wiem, że pewnie pierwszy raz dostajesz takiego szału i tak dalej... – Zignorowałem drżenie szyb w budynku. – Ale nic takiego się nie dzieje, świat się nie wal... – Szyby pękły. Zwyczajnie rozbiły się znikąd w drobny mak. Heather zaciskała pięści, mamrocząc pod nosem teksty medytacyjne.
– Przepraszam, Dexter, ale chyba lepiej żebyś stąd zawijał się w podskokach – wymamrotała dziwnie uprzejmym tonem.
Kiwnąłem potiwerdzająco głową, zostawiając jej czekoladę, na wszelki wypadek. Piętnaście minut później byłem z powrotem w pokoju Fomy, rozkładając bezradnie ręce.
– Chyba zjebałem.
Obróciłem się na krześle z założonymi rękoma i spojrzałem na Dextera, który wparował bez pukania. Cofnij, no tak, teraz mieszkał ze mną. Sądząc po jego postawie, nie poszło mu najlepiej.
– Chyba zjebałem – westchnął, opuszczając wzrok na buty.
– Właśnie widzę – odpowiedziałem kręcąc głową, a następie pokazując mu wzrokiem, że ma usiąść na łóżku. – Opowiadaj.
Bezwładnie rzucił się na łóżko. Oj, było źle. Bardzo źle.
Pokrótce streścił mi całą rozmowę i przebieg sytuacji, w tym pękające szyby. Pokręciłem głową, niedowierzając. Myślałem, że moja słowa były dosyć jasne.
– Dexter, ty idioto. – Parsknąłem śmiechem. – Nie miałeś jej się narzucać, przecież o tym wspominałem. Miałeś jej posłuchać, posiedzieć z nią, a nie wyciągać jej, jak to ona nie wyolbrzymia wszystkich spraw. Nawet nie dziwię się, że się wkurwiła. Sam bym się wkurwił, gdybyś do mnie przyszedł niby z dobrymi zamiarami, niby z czekoladą i kocem, a później byś jęczał nad uchem, że przesadzam. – Wzruszyłem ramionami. Zawsze uważałem, że jest to oczywistość. – W takich rozmowach masz słuchać, nie ruszać żuchwą i udowadniać swoją rację.
Wstałem z krzesła i rzuciłem się na łóżko obok niego, wtulając się w chłopaka.
– Oj, Dex, Dex, niby cały czas analizujesz i obserwujesz, a z dziewczyną gadać nie potrafisz… – wymruczałem, uśmiechając się.
– Właśnie widzę – odpowiedział, kręcąc głową. – Opowiadaj.
Usiedliśmy na łóżku i zaczęło się, z każdym kolejnym moim słowem opuszczał głowę coraz bardziej, aż w końcu praktycznie schował ją w dłoniach. Domyśliłem się, że to nie była zbyt dobra reakcja. No, więc, Dexter, ty idioto! Westchnąłem cierpiętniczo.
– Oj, Dex, Dex, niby cały czas analizujesz i obserwujesz, a z dziewczyną gadać nie potrafisz… – wymruczał, uśmiechając się.
– To nie dziewczyna, to Heather – jęknąłem głośno, przybliżając się do chłopaka.
Parsknąłem śmiechem.
– Jak by się nie nazywała, to jest kobietą. Ewidentnie – stwierdziłem. – Znaczy może i kobietą nie być, ale... Ah nieważne. Heather jest dziewczyną i tu nie ma nic do gadania. A ty sobie po prostu nie potrafisz radzić z takimi sytuacjami. – Pokręciłem głową, niedowierzając, że Dexter sobie z czymś nie poradził.
Podniosłem rękę, by podrapać go po głowie.
– Ej, nie śmiej się, ja tu cierpię – jęknąłem, rozkładając się wygodnie na łóżku. – Doskonale sobie radzę z takimi sytuacjami – zaburczałem, przybliżając nieco moją głowę do jego dłoni.
– Ymhy. – Pokiwałem głową. – Jeżeli chodzi o doprowadzanie do wypadania szyb z ram, to muszę się z tobą zgodzić. Doskonale i perfekcyjnie, tę sztukę masz opanowaną do perfekcji.
Jęknąłem głośno i teatralnie, łapiąc go za rękę.
– Bez przesady, nie było tak źle – powiedziałem na swoją obronę. – Prawda? – dodałem nieco niepewnie.
Parsknąłem śmiechem, dając mu całusa w nos.
– Nie wcale, tylko będziecie musieli zająć się wstawianiem nowych szyb, kolejnymi kosztami i jeszcze bardziej wkurwioną Heather. – Przewróciłem oczami. – Spisałeś się na szóstkę.
– Wiesz, że jesteś bardzo skory do dotyku? – spytałem z rozbawieniem, przeczesując jego włosy. – Tylko troszeczkę – prychnąłem. – Nadal nie wiem o co się jej rozchodzi – przyznałem.
Mruknąłem, wtulając się w chłopaka.
– Prawdopodobnie jestem. – Uśmiechnąłem się. – Bo zamiast dać jej mówić, zacząłeś jej wygarniać, Dex. Sam musisz przyznać, że to nie jest najprzyjemniejsze.
Jęknąłem głośno, przygryzając koniuszek jego ucha.
– Oczywiście, że nie jest najprzyjemniejsze – westchnąłem. – Ale zawsze do tej pory działało.
Jęknąłem, czując jego usta na moim uchu. Podstępny dupek.
– Czasami trzeba zmienić swoje podejście – powiedziałem, wypuszczając powietrze z płuc. Walka z wiatrakami. – I po prostu posłuchać.
Oh, kolejny miły i słodki jęk z jego strony. Było warto dla niego wkurzyć Heather.
– Jeszcze zobaczymy – wymamrotałem, schodząc w dół jego szyi.
– Panie Davon – warknąłem, doskonale wiedząc, dokąd to zmierza. – Mam jeszcze kilka zdjęć do obrobienia, daj mi to w końcu zrobić.
Znowu jęknąłem.
– No, to nie musi długo potrwać – wymamrotałem, skubiąc jego szyję, na której pojawiło się już kilka wczorajszych malinek. – Zresztą obiecałem ci zemstę, prawda?
– Ja już znam te twoje obietnice – mruknąłem, kładąc się na łóżku. Chwila i znowu będę jednym, wielkim bałaganem. – Obiecałeś, obiecałeś – westchnąłem i pociągnąłem chłopaka do siebie.
Prychnąłem z rozbawieniem.
– A to niby źle? Zobacz, już nie możesz się powstrzymać – zadrwiłem, łapiąc go za tyłek. – Zresztą, na zdjęcia masz jeszcze sporo czasu – zauważyłem.
Podskoczyłem, gdy ten chwycił mnie za tyłek. Pokręciłem głową. Drań. Przepiękny drań.
– Zdjęcia wołają mnie już od tygodnia, Panie Davon. Co zrobić z takim fantem, co zrobić? – zapytałem, mrucząc. – Zresztą powinienem się też zająć Heather, jak wy sobie nie potraficie poradzić...
– Zdjęcia wołają mnie już od tygodnia, Panie Davon. Co zrobić z takim fantem, co zrobić? – zapytał, mrucząc. – Zresztą powinienem się też zająć Heather, jak wy sobie nie potraficie poradzić... – Prychnąłem, kręcąc głową.
– Proponuję prostsze rozwiązanie. – Zerknąłem na zegarek. – Spotykamy się koło dwudziestej, ja skończę papierologię, ty zdjęcia i Heather, co ty na to?
– Jestem gotowy przyjąć propozycję. – Uśmiechnąłem się, siadając. – Mówisz, że Heather była w jakiejś klasie?
Kiwnąłem twierdząco głową.
– Szkoła, trzecie piętro, ta na lewo od sali gimnastycznej – podpowiedziałem, wstając z łóżka. Papiery mnie wołały, o zgrozo.
Pokiwałem głową na znak zrozumienia i wstałem z łóżka. Szybko poprawiłem swoją rozczochraną fryzurę sugerującą ciekawe fakty i okulary na nosie. Chwyciłem za laptop.
– Widzimy się o dwudziestej. – Mrugnąłem do chłopaka i wyszedłem z pokoju, zostawiając go samego. Szkoła, trzecie piętro, na lewo od gimnastycznej. Zakodowane. Teraz tylko zdobyć koc i herbatę, czekolada czekała na miejscu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz