wtorek, 16 października 2018

Szanuj ciasto swoje [4]

— Raczej na spokojnie? — mruknął, zaczynając nieprzyjemnie podskubywać ciastko, czego osobiście nienawidziłam. Zero szacunku do cukierniczego cudu, z wdziękiem ukryłam skrzywiony uśmiech, odwracając na moment spojrzenie w inną stronę pokoju. Ręce mimo wszystko i tak zaczęły mi drgać, a zęby mimowolnie zgrzytać. — W sensie w ogóle się nie przejmuję i tak dalej, raczej większość rzeczy umiem, a przynajmniej to, co chciałbym umieć i tyle. — Wzruszył ramionami, robiąc kilka kroków w moich stronę. Popis wyższości, typowe, czego ja się mogłam spodziewać po Walshu. Z drugiej strony sama wpakowałam się w to bagienko, przychodząc z asortymentem, jakbym zaraz miała paść na klęczki i go o coś błagać. Hm, aż tak zdesperowana jeszcze nie byłam. — A cóż ciebie zapędziło w moje progi? Tym razem na poważnie, kochanie, bo nie wydaje mi się, żeby było to tylko spowodowane moją tęsknotą.
Tym razem skrzywiłam się wyraźnie, odsuwając się nieco, gdy przełożył jedno z moich pasm włosów zza ucho. Niechże sobie paniczyk nie pozwala za bardzo. 
— Interesik mam — zaczęłam uprzejmym, skrajnie przesłodzonym tonem. — Malutki. Delikatny. I święcie wierzę, że się nadajesz do tego zadania i tak dalej, bo jak nie szanowny pan Walsh to kto — kontynuowałam, doskonale wierząc, że łżę jak z nut, a łgarz ze mnie w najlepszym wypadku średni. Tym bardziej, że Walsh swoje przeżył i więcej do zabawy miał w tych tematach ode mnie. Wyciągnęłam z kieszeni sukienki starannie podpisany złotą nicią list, podając go chłopakowi. — Właściwie to robię za kuriera, bo mnie w to nieco wrobiono, ale jestem diabelnie ciekawa, co za propozycje otrzymałeś i łaskawie proszę o podzielenie się po przezcytaniu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis