niedziela, 29 lipca 2018

Niby nic [77]

No i spłonął dziewiczym rumieńcem, przyznaję, może i tego trochę się spodziewałem, może i nie, ale ten czerwony na polikach i uszach na pewno dodawał mu uroku. Burknął coś pod nosem, a ja parsknąłem śmiechem, ponownie chowając twarz w niebieskiej czuprynie.
— To głupia i długa historia — parsknął. Oj, Oakley, od takich słów zaczynają się właśnie te interesujące (lub wręcz przeciwnie) i wcale niedłużące się (lub ponownie, wręcz przeciwnie) opowieści. — Pierwsza nieodwzajemniona miłostka tliła się jak to Missisipi, do jedynego i niepowtarzalnego Kumara. Odwzajemnionej jeszcze nie zaliczyłem — wypowiedział wszystko na jednym wydechu, stukając nerwowo palcami o mój brzuch, no a ja musiałem to mu przyznać, byłem zaskoczony. Zaintrygowany może? Bo przecież mieszkał z Kumarem w jednym pokoju, ba, raczej spokojnie można było go nazwać najlepszym przyjacielem Oakleya, więc sytuacja musiała być poważna. Ale najwidoczniej została również rozwiązana w bardzo dobry sposób, sądząc po ich aktualnej, raczej dobrej, relacji. — A twoja?
Westchnąłem cicho, może trochę w szoku, że nadal nie znał odpowiedzi.
— Przewalski, myślałem, że wszyscy to wiedzą — wymruczałem leniwie, a lewa dłoń jakoś sama spłynęła na mostek chłopaka. — A twoja historia wcale nie była taka długa. I głupią też bym jej nie nazwał, ot co, miłość może i tak, ale samo wydarzenie nie — podsumowałem, otwierając jedno oko, choć w naszej aktualnej pozycji nie dawało mi to doskonałego widoku na jego twarz. — Ulubione papierosy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis