środa, 25 lipca 2018

Niby nic [49]

Zerknął na mnie z szokiem w tych cudownie niebieskich oczach i, och, na cesarza, jak mu dobrze było w czerwieni na policzkach i końcówkach uszu. Parsknąłem ciepłym śmiechem, ustami muskając jego szczękę.
Czule i delikatnie, a on w tym czasie zajął się moimi włosami, odgarniając je do tyłu.
Chyba jeszcze ich nie zetnę, dosyć szybko polubiłem to, w jaki sposób to robił, od czasu do czasu pociągając za nie ciut za mocno, co, muszę przyznać, tylko nakręcało mnie jeszcze bardziej, a w sumie w tym wszystkim i to chyba było potrzebne, prawda?
— Ciepły jestem, ogniem władam, ale proszę, dymu sobie oszczędźmy — jęknął, jakoś o łuskach już nie wspominając, co wywołało we mnie kolejne, jeszcze cichsze od poprzedniego, parsknięcie śmiechem. Oj, Oakley, Oakley, gdyby mnie nie pociągały, to bym o nich nie wspominał, prawda? Wymruczał coś jeszcze, ale to już trafiło tylko do skóry na moim policzku. No cóż, wszystko mi dane nie było, trochę tajemnicy też złe nie jest. I to nie tak, że przez chwilę poczułem tak bardzo znajome uczucie w brzuchu, bo kto wie, może powiedział właśnie to. Ale to nie moja sprawa, zresztą, po co to roztrząsać. — Jesteś cholernie atrakcyjny i pociągający, gdy tak mi ego łechcesz, wiesz? Na co dzień oczywiście też, ale tak to już szczególnie.
No i co ja mogłem zrobić, jak znowu nie wybuchnąć śmiechem, przy okazji odsuwając się troszeczkę od chłopaka, by spojrzeć na niego z góry, ale przed tym zdążyłem jeszcze pozostawić całusa na czubku jego nosa.
— Dziękuję za ten komplement, bardzo mi miło — stwierdziłem, cały czas z uśmiechem na twarzy. — A teraz, jak myślisz, powinienem pozbyć się już swoich spodni i bielizny? — zapytałem, choć odpowiedź i tak była dla naszej dwójki oczywista.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis