wtorek, 24 lipca 2018

Niby nic [47]

Zatopił swoje palce w moich włosach, pociągając za nie zdecydowanie niedelikatnie, ale w jakimś tam stopniu podobało mi się to. Och, jak mi się to podobało.
Mruknąłem, muskając jego usta swoimi.
— Mało kto wyciąga takie spostrzeżenia — szepnął, podciągając nogę do góry, jakby chcąc mnie nią opleść, przyciągnąć jeszcze bliżej, chociaż to już możliwe nie było. Może stworzyć jedno, wspólnie poruszające się i oddychające ciało? Kto tam go wie, Oakley często miał dziwne pomysły, choć niektóre z nich, muszę przyznać, były naprawdę ciekawe i z chęcią bym je wykonał. — Zazwyczaj na to nie patrzą. I smok? Czemu smok? — zapytał, na co ponownie parsknąłem śmiechem, bo czasami był naprawdę uroczy. I to bardzo.
Poruszyłem jeszcze biodrami, chcąc przed moją odpowiedzią, usłyszeć od chłopaka jeszcze jedno westchnięcie. Jakby po niej miał rozpłynąć się w powietrzu, a ja miałbym już go nigdy więcej nie ujrzeć, chociaż obaj chyba tego nie chcieliśmy.
Szkoda, że musiałem dodawać to ”chyba”.
— Bo jesteś taki… ciepły. W końcu władasz ogniem, prawda? — stwierdziłem, mrużąc oczy, parskając śmiechem i ponownie zaczynając zajmować się płatkiem jego ucha. — Brakuje tylko, aby dym zaczął wylatywać ci z nozdrzy — dodałem. — No i jeszcze łuski. Takie niebieskie, w kolorze twoich oczu… Byłby z ciebie ładny smok, Oakley. W ogóle jesteś ładny…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis