Podeszła tylko do szafy, wcześniej dość głośno wzdychając, a ja jedynie wzruszyłem ramionami, widząc, że jakoś nieszczególnie jej to wszystko leży.
— Nie mówiłam o bordowej koszuli, a koszulce — odparła, podając mi bordowy crop top, na co lekko się skrzywiłem, bo mówiła o koszulach, a potem rzuciła o bordowych, to skąd miałem wiedzieć, że chodzi jej o koszulkę, a nie o koszulę, co? No znikąd, ale cóż. — Nie mam ochoty na róż. — Zmarszczyła brwi, założyła ręce na piersi i nawet bezradnie opadła na łóżko, ciężko wzdychając, jakby co najmniej przeniosła kilka ton gruzu bez większego celu. — I to jednak nie to, a raczej przekonam się dopiero, gdy dojdę na miejsce. A jeżeli już tak bardzo jesteś w swoim żywiole, to szafa stoi otworem — mruknęła, kryjąc swoją delikatną buźkę w dłoniach, a ja parsknąłem śmiechem. Zdecydowanie randka. — A co u ciebie?
— Po staremu — rzuciłem, układając dłoń na biodrze i zerkając na to małe, zrezygnowane stworzenie, które już tylko sadowiło się na materacu i wzdychało raz na jakiś czas. — Próbuję opanować nieskończone pokłady energii Oakleya i ogarnąć ten rozgardiasz z nieopisanym pożarem temperamentu — żachnąłem się ze śmiechem, po czym usiadłem obok blondynki, odchylając się nieco do tyłu i podpierając na wyprostowanej ręce. Dalej chowała twarz w dłoniach i dalej nie wyglądała najciekawiej. — Wanda? — spytałem ciszej, marszcząc brwi. — Coś się stało?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz