wtorek, 24 lipca 2018

Niby nic [37]

I uśmiechnął się, równie ładnie co zawsze. I zepchnął mnie na swoje biodra, a następnie na uda, podczas gdy sam podnosił się do góry, dalej utrzymując ładny uśmiech na swojej twarzy. I pocałował mnie, ale tym razem włożył w to więcej czułości, uczucia, jakkolwiek by to nie zabrzmiało, a może to jednak byłem ja, może to we mnie coś drgnęło i wyrwało się spod kontroli, może również tego potrzebowałem.
I może jęknąłem, gdy przeniósł swoje usta na moje gardło, grdykę, może i wygiąłem się w łuk, chcąc jeszcze więcej, gdy jego dłonie znalazły się na moich plecach i po prostu zaczęły czcić każdy kawałek mojej skóry, mięśnie znajdujące się pod nią, wszystkie tkanki i kości, które cały czas pracowały, wraz z palcami chłopaka.
I kto wie, możliwe, że przez moment chciałem pozostać pasywem, po prostu brać od niego, a w zamian oddawać tylko krótkie jęknięcia, sapnięcia i pomruki.
Ale przecież z tego wszystkiego i tak miało nic nie wyjść, oprócz pożądania, tak bardzo zwierzęcego, więc po prostu również zacząłem działać, zdecydowanie mniej leniwie i ospale, czasami powarkując jak zwierzę, gdy nie dostałem tego, czego oczekiwałem, a chłopak chwilę później leżał pode mną, całkowicie przygnieciony i bezbronny, skazany na przyjemne tortury.
I z każdym jękiem zaczynałem rozumieć, dlaczego la petit mort zostało la petit mort.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis