wtorek, 19 czerwca 2018

Wprowadzenie: Coppélia [4]

Odetchnęłam z ulgą, gdy dziewczyna przytaknęła, zgodziła się i jednocześnie sprawiła, że mogłam bez wyrzutów sumienia ruszyć z nią do środka, bo chyba tego chciałam najbardziej, groźba odmrożonych palców, uszu i nosa naprawdę mi się nie podobała.
— Byłabym wielce rad, zwłaszcza że pogoda do najcieplejszych nie należy, a ty pewnie zmarzłaś, Renee. Prowadź — odparła, widocznie się uśmiechając, bo chociaż usta zasłonięte, to oczy zmarszczyły się w charakterystyczny sposób. Zsunęła jeszcze okulary z powrotem na nos, czego nie skomentowałam, każdy miał swoje widzimisię, swoje fetysze, czy inne pierdoły. — Tak swoją drogą, na którym jesteś roku i klasie? — spytała, gdy wspinałyśmy się leniwie po schodach prowadzących do głównych drzwi budynku.
— Ja? Trzecia słońca, już półmetek, jak ten czas szybko leci — mruknęłam ciszej, bardziej kierując całą wypowiedź do siebie, bo jednak cholera, dopiero co, żem tu przybyła, męcząc się w Katowni i decydując się na małą zmianę w życiu, bo może i to rodzinka mnie tu wysłała, ale w rzeczywistości absolutnie ignorowałam to, co mi kazano zrobić. Nie miałam ochoty zachodzić w ciążę i rodzić pierwszego bachora w wieku siedemnastu lat, żeby skumulować w nim cokolwiek, nie jestem, kurwa, klaczą rozpłodową, co to, to nie. Przynajmniej miło powspominać sobie pierwsze odzywki kierowane do Hopecrafta i ten cały hype na jego osobę. — Jeśli będziesz chciała wiedzieć coś o szkole, ludziach, nauczycielach, to wal śmiało, chociaż pewnie wiesz już co nieco od brata, czy jednak zachowywał tajemnicę państwową?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis