wtorek, 19 czerwca 2018

Palenie o poranku [5]

— Bo tu nie ma fajnych imprez — jęknęła w odpowiedzi, najwidoczniej niezbyt uradowana tym faktem i naprawdę musiałem jej przyznać rację, sam westchnąłem głośno, bo przecież spotkania towarzyskie były ważne, ja nie wiem, czemu tu wszyscy nagle tak zesztywnieli, chyba trzeba będzie kiedyś rozruszać tutejszą gawiedź, bo widzę, że się niesamowicie zastała, a ja nie lubię, jak mi mleko kiśnie. — Bo myśmy tu tyle mieli mieć, ale Hera jakoś stała się cnotką, Ophelion nic nie organizuje, kawalerski wina dalej niż bliżej i to jest straaaszne, Zbysiu, my musimy kiedyś razem wypić, tak za nasze zdrowie. Za nasze zdrowie jeszcze nie piliśmy, prawda? Na Cesarzyka, my w ogóle nie piliśmy, o Jezu, mamy tyle rzeczy do uczczenia, to trzeba za pierwsze picie też wypić, za znajomość nową kwitnącą i za te kolorki. I ja nie jestem z Rebusem. Znaczy jestem, ale nie tak. Znaczy chciałabym być, ale to tak nie działa. I w ogóle to ja gówniara jestem, smarkata jestem i pewnie ma mnie dosyć. A ty, Zbysiu? Nikt ci serduszka przez ten rocznik nie złamał?
Zapaliła kolejnego papierosa, ciągając nosem i wyglądając, jak siódme nieszczęście, albo się uśmiechnęła i ja już po prostu za bardzo nie kojarzyłem, co się dzieje tak właściwie. Nie, wątpię, nie było chyba jeszcze tak źle, ja nie wiem, co ludzie widzieli w całym tym trendzie na palenie marychy ze szklanego blanta, bibułka to jednak było to.
— Wiesz, co ci powiem, Heather, my chyba musimy sami coś zorganizować, bo te wszystkie gnidy nie ruszą dupy, no co zrobisz, jak nic nie zrobisz, koko dżambo i do przodu, a tak właściwie, to jak to jesteś, ale nie tak? Nie jesteś gówniara, gówniara to ta cała... Kurwa, wyleciało mi. Ty się wozisz z tym, tym, tym, mutantem, wysokim takim czarne włosy, Demon czy coś takiego, a on dawał dupy temu od konia... To ta jego siostra, o, to jest gówniara, ja słyszałem, że ona tak z kwiatka na kwiatek, bo dobrze tam tego od Goldilocks nie ogarnęła, a już się z Oakleyem mizdrzyła po kątach, a potem? A potem jeszcze ten, co z nim co piątek popalam, się wtrynił i ci powiem, dobrze, że on z tą wiedźmą teraz się buja, przynajmniej jadu tam takiego nie ma i toksyn. — Poprawiłem czapkę, która zdążyła zsunąć mi się na czoło i zmarszczyłem porządnie brwi, zauważając, że powoli kończy mi się papieros, ale naprawdę nie chciało mi się sięgać po kolejnego, paczka była tak daleko, a mi było tak dobrze i wygodnie. — A mi serce? Chyba nie, no może, nie licząc Alberta, no on się tak ładnie uśmiecha, a na blanta wyciągnąć się nie da, a on popala, ja to wiem, ja to widzę, ale chyba to we mnie tkwi problem, Heather, czy ja jestem nieznośny i dziwny, ja nie wiem, ja się staram, a ci ludzie mi tego nie doceniają, czy ty wiesz, że ja nawet dla tej od Zielarstwa zrobiłem krem na zmarszczki, a ona nic, ja nie rozumiem tego, jeszcze mnie opierdoliła, ja tu dbam, a raczej staram się choć trochę wyratować jej twarz, a ona z takim czymś i czy ty w ogóle wiedziałaś, że Mantikory dają zajebiste mleko, naprawdę, zjadłem ostatnio taką grzankę i ci mówię, no niebo w gębie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis