Błagam, niech mi odpowie negatywnie i będę mógł sobie pójść, bo tylko czas marnuję, albo pozytywnie i zaprowadzi mnie tam bez zbędnego pieprzenia na temat szparagów, brokułów, innej włoszczyzny, chuj wie co w sumie. Nie spuszczałem z niej wzroku, gdy ta nerwowo przeskakiwała z nogi na nogę, namyślała się, czy po prostu mnie obserwowała i o losie, możemy już przejść do konkretów, proszę, chcę zagryźć gnijące resztki człowieczeństwa jakimś dobrym sernikiem, muffinem, czy naprawdę czymkolwiek.
— Mogę cię zaprowadzić do najbliższej cukierni. Jadłam w niej dwa razy, jedzenie dość smaczne, tylko nie wiem, czy jest „dobra”, jak to określiłeś... — W końcu zebrała się na odpowiedź, szybką, bardzo szybką, jak opróżnianie magazynku w karabinie maszynowym na zaraz teraz, bo trzeba za chwilę przeładować to wszystko.
Parsknąłem pod nosem, chociaż bliżej było temu do fuknięcia, ale pokiwałem głową.
— Niech będzie, chcę po prostu coś zjeść — odparłem beznamiętnie, wciskając ręce do kieszeni i poprawiając się w miejscu. — Prowadź, z łaski swojej.
Chuj, że było w opór zimno, chciałem dostać mojego sernika, więc miałem dostać mojego sernika. Potrzebowałem tylko pewnika, że nikt mi się pod nogi nie rzuci, gdy będziemy szli, aby jakkolwiek uczepić się dupska, a dziewczyna nie okaże się tym natrętnym typem, który będzie co chwila zarzucał jakimiś anegdotkami, starając się zagaić temat, czy zgłębić tajemnice znajomości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz