niedziela, 3 czerwca 2018

Tajemnic słodkie posmaki [2]

Małe dziewczę. Zaniedbane dziewczę. Posiadające długie, białe [puste, albo równie dobrze czarne], rozpuszczone włosy sięgające prawie że kolan, och, ileż wody musiałaś marnować, aby chociaż przepłukać te kudły? Widocznie dla niektórych pojęcia oszczędność i posiadanie na uwadze natury nie istniały. Od razu wylejmy wszystkie szkodliwe baniaki z mydłem i szamponem na szerokie stepy, równiny i dżungle, niech wszystko tonie i niech wszystko gnije w zapachu martwej zwierzyny.
Mogłem tylko lustrować ją uważnym, nieco sceptycznym i zdecydowanie mówiącym, tak, tak, oceniam cię, nie przeszkadzaj sobie, wzrokiem.
— Coś by się znalazło, jednak zdrowszym wyborem będzie sklep warzywny. — Nieprzekonujący śmiech rozbrzmiał, dziewczyna oczekiwała reakcji z mojej strony, czegokolwiek, na czym mogłaby się zaczepić.
Skrzywiłem się, marszcząc brwi. Zdecydowanie, wuja miał rację, mogli co najwyżej lizać z dziewiczą nieśmiałością buty Latającemu.
Paskudne, proste stworzenia bez polotu i ambicji. Nie dziwiłem się, że swoje miejsce na ziemi znalazły tu takie beznadziejne jednostki jak, chociażby braciszek. Ta parszywa psowata z klasy wyżej, parszywa pseudometalówa, tak pilnie dopiekająca złotoskrzydłemu dupolizowi, który spoglądał ciekawskim okiem za kolejnym ikarem, z klasy niżej, równoległej do mojej. Złote loczki kręciły się na tym pustym czerepie.
Do tego ten pieprzony piratek, który popitalał po szkole na swojej powietrznej desce, wrzeszcząc ile się da i szeleszcząc tymi swoimi szarawarami.
A potem był jeszcze Zbychu i Fiona, miękkie ulepy bez polotu. Ten spał, ta piłowała mu ponadgryzane paznokcie, uśmiechając się do zielonych włosów, które rozsypywały się po ławce, bo na samą osobę nie miała co liczyć. Ale chyba lubili być w swoim towarzystwie.
— Gdybym chciał warzywniak, to pytałbym cię o warzywniak, tymczasem chcę zjeść słodkiego i tuczącego. Jeśli nie wiesz, gdzie to jest, to powiedz, że nie wiesz, chociaż wyglądasz na taką, która powinna mieć o tym dość spore pojęcie.
Kapryśny, szelmowski i zdecydowanie wredny uśmiech zatańczył na moich ustach, gdy posyłałem jej nieco kpiące spojrzenie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis