— Oj, nie traktuj siebie jak dziwki, Ophelion, a przynajmniej, błagam, nie udawaj jej — syknął, westchnął, wyprostował się, a ja tylko zrobiłam kolejny krok do tylu. Nie rozumiałam agresji w jego głosie ani nawet faktu, co go tak nagle zirytowało. Owszem, działaliśmy sobie wzajemnie na nerwach, ale raczej dyskusja o ekscesach seksualnych wykraczała poza nasz normalny tryb gryzienia się. — Przysięgam, seks to nie jest lek na wszystko, a sama pewnie wiesz, że w trawie kryje się trochę węży, które chętnie skorzystają ze słabości — mruknął, posyłając mi ciepły uśmiech, jakby to wszystko miało wyjaśnić i rozwiązać. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
— No i niby komu masz udowadniać, że jesteś piękna, nadwyrężając zdrowie? Sobie? — prychnął, mile łechcąc moje ego, ale to nadal nie działało w ten sposób. — Nie jestem głupi, Ophelion, a ty się jeszcze przejedziesz na niejednym facecie, więc nie rób sobie niepotrzebnej krzywdy, gdy już jesteś ładna. — Przewróciłam oczami, obserwując jak wykrzywia się w pokracznej pozie. — Wracając, co się stało, dlaczego płakałaś i czy mogę wynagrodzić ci jakoś ten nieszczęsny nadgarstek.
— Seks jest miły, przyjemny i trudniej się uzależnić niż od wódki, a wolałabym nie skończyć jak Mińsk, z rozwaloną wątrobą w wieku trzydziestu lat. Poza tym, hej, raczej z kim idę do łóżka i dlaczego to moja kwestia — podsumowałam. — Jestem emocjonalnie roztrzęsioną kulką z PMS, ryczę praktycznie o wszystko, Adamek, przyzwyczaj się, żona będzie ci kiedyś wdzięczna. Poza tym kawa brzmi dobrze. I lody. — I słone paluszki. A nawet jeżeli zaświeciły mi się oczy, to kto by się tym już teraz przejmował, gdy odciągnęłam tym uwagę od pociągnięcia nosem?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz