Strzeliłem karkiem, raz, drugi, nastawiłem palce, nawet się przeciągnąłem, bo podróż zdążyła dać mi o sobie się we znaki. Wszystko napieprzało jak cholera, bo oczywiście korki, nie korki i się wydłużyła wycieczka.
Westchnąłem cicho i wyciągnąłem telefon, a żeby napisać do znajomych, że już jestem na tym wypizdowie, upewnić się, że mama nie dzwoniła i może spojrzeć tęskno na zdjęcie Wertera. Zostawienie tego kundla bolało jednak najbardziej ze wszystkiego.
Za chwilę rozległo się pukanie. Wściubiłem komórkę do tylnej kieszeni i otworzyłem drzwi, jak się okazało, Wandzie, która stała już z kuraletem i kartą w dłoni, uśmiechając się od ucha do ucha.
— Przekazuję kuralet, znajdziesz tu swój plan lekcji, godziny dzwonków, wyrywki z podręczników też tam znajdziesz, no i możesz również dostać się do naszej sieci uczniowskiej, ale o to musisz dopytać się Nivana Oakleya — mówiła ciągle, a ja drgnąłem, napiąłem się, spojrzałem na nią lodowato, przyjmując przy okazji swoje nowo nabyte przedmioty. Sieć uczniowska. Nivan Oakley. Czyżby skurwysyn angażował się i wdrażał w szkolne życie? Prawdopodobnie bym warknął, gdyby nie fakt, że wyglądałbym jak jakiś opętaniec. — A to twoja karta atlancka, zapewnia ci dostęp do akademika, pokoju i tak dalej, to takie potwierdzenie, że jesteś z uczelni. No i tym również za wszystko zapłacisz. Jesteś już gotowy?
Zakodowałem szybko wszystkie informacje i pokiwałem głową.
— Od urodzenia — mruknąłem, uśmiechając się lisio. Podszedłem do dziewczyny i wskazałem drzwi. — Panie przodem, nie ociągajmy się.
Zamknięcie drzwi, odwrócenie się i mignięcie gdzieś jakiejś niebieskiej czupryny. Ale dosłownie przez jakąś tam setną sekundy.
Zignorowałem oczojebny kolor i zwróciłem się do nastolatki.
— Czy mogę spytać, do której klasy panienka uczęszcza?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz