Ku mojej radości pokiwała głową. Naprawdę, nie miałem ochoty sterczeć w tym chłodzie ani sekundy dłużej.
— Tak, oczywiście — odparła szybko, a ja odetchnąłem z ulgą. — Proponuję na początku przejście się do pokoju, zostawienie swoich rzeczy i odświeżenie się, a ja w tym czasie przyniosę potrzebne rzeczy, które musisz ode mnie odebrać — kontynuowała, poprawiając włosy i zaciągają jeden, zagubiony, złocisty kosmyk za ucho. Uśmiechała się rzeczywiście bardzo ładnie, a przy okazji rozprowadzała wokół siebie atmosferę, aurę, które tylko mówiły, że będzie dobrze, a świat mimo tego jak zatruty był, ma jeszcze jakieś szanse na odpokutowanie.
Poprawiłem więc jeszcze raz torbę na ramieniu, wzmocniłem uścisk na rączce walizki i ruszyłem za nastolatką, która zaprawdę kroczyła niezwykle lekko.
I każdy normalny pewnie pogapiłby się na jej atuty, kształty, et cetera, ale ja nie mogłem powstrzymać wodzenia wzrokiem po korytarzu, zapamiętywania twarzy, szukania niuansów i tej jednej, jedynej, którą tak bardzo chciałem dojrzeć, przekonać się, czy mieli rację.
Ale widziałem tylko tępe spojrzenia jakichś zielonowłosych osobników, którzy przesadzili z towarem, ostrych zerknięć czerwonowłosych szmat, czy pierdzielone anomalie w postaci chłopaka o niebieskiej skórze, który pewnie też zaliczał się do tego niższego pułapu. Nikt nie był interesujący, każdy oklepany, zwykły, typowy.
Oprócz kilku perełek, ale to tak wyjątkowych i niezwykłych perełek.
Bo jedna odstrojona jak szczur na otwarcie kanału, pyszniąca się jak mało kto, kolejny, który nażarł się somatotropiny za bachora i widocznie łaził co tydzień do fryzjerki, bo nie ma opcji, żeby naturalnie mieć aż tak hebanowe kłaki.
I ten Hindus, który najpierw uśmiechnął się do Wandy, a później spojrzał na mnie z szeroko otwartymi oczami, rozdziawioną mordą i przerażonym wzrokiem.
Kolejna z jakimś pierdzielonym robakiem, cholera wie co. Trzeba będzie znaleźć jakiś spray na takie bydlęcia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz