Wzruszył niedbale, a przy okazji tak idealnie i perfekcyjnie, ramionami, jakby nie obchodziło go nic, co przed chwilą powiedziałam. Westchnęłam w myślach, przenosząc swój wzrok przed siebie i dalej zmierzając drogą pewnym krokiem, choć zdecydowanie się tak nie czułam w towarzystwie pierwszoroczniaka.
Niby szesnaście lat, niby byłam starsza, a jednak czułam się zdecydowanie przybita i przygaszona przez całe jego "ja". Może po prostu był to wampir energetyczny? Kto to wie.
— Chyba tak właściwie nic, sam z czasem to ogarnę. Tylko, czy macie tutaj jakąś pracownię alchemiczną? Albo coś, co chociaż ją przypomina? — zapytał, zerkając na mnie kątem oka, a ja odpowiedziałam mu tym samym, posyłając ciepły, choć udawany, uśmiech.
— Tak, sala jest bardzo dobrze wyposażona, znajdziesz wszystko, czego potrzebujesz — odpowiedziałam i skinęłam przy okazji głową. — Jeżeli chcesz, to możesz się zapisać do klubu młodych alchemików Davona, wtedy na spokojnie mogą korzystać z całego sprzętu poza lekcjami i nie muszą się martwić, że ktoś się do tego przyczepi i tak dalej — dodałam. — Dexter aktualnie mieszka w pokoju samorządu, ale częściej znajdziesz go właśnie w sali alchemicznej. W prawo po wejściu do głównego budynku, cały czas prosto aż nie zobaczysz tabliczki. Ewentualnie możesz znaleźć nauczyciela, ci raczej cieszą się, gdy dowiadują się, że komuś zależy również po lekcjach — mruknęłam i parsknęłam cichym śmiechem. — Gdyby było cieplej, to zaprowadziłabym ciebie do altanki, ale będąc szczerą, nie wiem, czy chce ci się iść przez las w taką pogodę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz