czwartek, 10 maja 2018

Wanda, nawet nie próbuj [3]

— Niech ktoś da ci spróbować alkoholu tutaj, na bezpiecznym terenie, gdzie masz w pewnym stopniu pewność, że nie znajdziesz się w wannie bez jednej nerki. Możesz się upić, możesz wymiotować, byleby w zaufanym towarzystwie, które nie zostawi ciebie na lodzie i nie będzie robić sobie niewiadomo jakich jaj. Wypróbuj na początku swoją głowę i tolerancję, później możesz gadać o wyjściach do klubu. Stoi? — oświadczył, a ja pokiwałam wesoło głową.
— Stoi — stwierdziłam, podchodząc do zielonookiego, ukochanego chłoptasia zdecydowanie zagubionego w tym wielkim świecie. — Ale my też kiedyś razem wypijemy? Brat z siostrą? — mruknęłam, uśmiechając się.
Parsknął śmiechem i opuścił wzrok, kręcąc głową z niedowierzaniem.
— Oczywiście, oczywiście — mruknął.
I zapadła cisza, która zdecydowanie czasami bywa potrzebna. Oczyszczająca, uspokajająca wszelakie buzujące emocje czy hormony, odprężająca.
Pozwalająca dostrzec szczegóły, których wcześniej się nie zauważyło.
Czerwonego koloru wokół tego zielonego, worów, drżących palców i nieuporządkowanych włosów, które zawsze były nieuporządkowane, ale nie w taki sposób. Przygarbienie, uciekanie wzrokiem, bo zorientował się, że go obserwuję, a w mojej głowie powoli budowało się przerażenie, bo było dobrze.
Przecież kurwa było bardzo dobrze.
Mina mi zrzedła, zamarłam.
— Foma, co się stało? — zapytałam, już bez wesołości wybrzmiewającej w głosie.
Za dobrze znałam ten stan i miałam wrażenie, że pewien chłopak o kruczoczarnych włosach mógł nie mieć zbyt przyjemnego wieczoru.
Przynajmniej ja powinnam o to zadbać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis