W odpowiedzi dostałam tylko spojrzenie pełne niezrozumienia.
Może i lepiej dla mnie.
No i w końcu wylądowaliśmy w tym nieszczęsnym sklepie, Nivan, oczywiście dalej w moim czerwonym szaliku, zaciągnął mnie bezpardonowo na dział alkoholowy i może było to ciut ryzykowne, no cóż, ale to przecież on tutaj był tym odpowiedzialnym za to wszystko, w końcu starszy był, prawda? Chwycił za butelki, aby następnie szybkim krokiem przejść przez cały sklep, łapiąc wszystko co się da pod pachy, najczęściej słodycze oczywiście, których mieliśmy już pełno, ale ich nigdy za mało, prawda?
— Chcesz coś jeszcze? — zapytał, spoglądając na mnie tymi swoimi błękitnymi oczyskami, tym razem już troszkę wypełnionymi większą ilością energii.
Pokręciłam z zaprzeczeniem głową, krzywiąc się nieznacznie.
— I tak tego wszystko nie zjemy albo prędzej, po prostu zwymiotujemy, więc nie, podziękuję, choć chętnie wzięłabym jeszcze dwie tabliczki czekolady — stwierdziłam, kończąc wypowiedź bardzo drobną sugestią. Ale to bardzo, bardzo, na pewno jej nie dosłyszał, prawda?
Rozejrzałam się po sklepie, poprawiając chwyt na chipsach w mojej dłoni.
— A może i mam jeszcze na coś ochotę — mruknęłam pod nosem, szybko podchodząc do jednej z półek. — Prażynki krewetkowe! — oświadczyłam, chwytając je wesoło, na co Nivan tylko rzucił w moją stronę tym razem bardzo zmęczone spojrzenie.
No co ja poradzę, że on ich nie lubił.
I kilka minut później wracaliśmy dumnie ze swoimi potężnymi zakupami w kierunku akademika, może i podśpiewując wspólnie jakieś piosenki, bo przecież akurat gust muzyczny mieliśmy wyjątkowo podobny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz