I podciągnął się na mojej dłoni, a ja może i lekko się zachwiałam, ale tylko leciutko, bo może i był silniejszy ode mnie, i to może on pociągnął mnie do siebie, a nie ja jego.
Westchnęłam, prostując się i strzepując niewidzialny pył z płaszcza.
— Jak rasowe, załamane, samotne, ale za to silne i niezależne dupy, kupmy dwie butle wina i zaszalejmy — oświadczył, a ja zmarszczyłam czółko, bo nie do końca zrozumiałam, co miał na myśli. — Zresztą, słyszałem, że toczyłaś o to bój z bratem, co? Chodź, trza cię przechrzcić — stwierdził i nim zdążyłam zareagować, po prostu przyciągnął mnie do siebie, na co wypuściłam gwałtownie powietrze z płuc, a chwilę później zmierzaliśmy dumym i wesołym krokiem do monopolowego.
Co ja do cholery odwalałam.
Nie żeby jakoś bardzo mi to przeszkadzało, lepsze to od siedzenia w pokoju, prawda?
— Hej, hej, ja jeszcze nie jestem załamana, jest jeszcze odrobinka nadziei dla mnie, prawda? Zresztą, dla ciebie też jest, błagam, Nivan, jeszcze nie jest aż tak źle. Jak będziemy mieć pięćdziesiąt lat i dziesięć kotów, wtedy zaczniemy się martwić, ok? — mruknęłam, uśmiechając się i kładąc głowę na jego ramieniu, po czym parsknęłam śmiechem, szybko powracając do wyprostowanej pozycji. — Znalazłeś mu już ten garnitur czy jeszcze szukacie? — zapytałam, dając mu lekkiego kuksańca w bok.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz