Już za chwilę kieliszek znajdował się w jej dłoniach, a sama dziewczyna zaczęła go dokładnie badać, wąchać i oglądać, jakby upewniając się, że niczego jej tam nie dorzuciłem, chociaż przecież wszystko nalewałem przy niej. Uśmiechnąłem się kpiąco i oparłem o łóżko, które znajdowało się za moimi plecami.
— To za co wznosimy toast? — spytała, muskając wargami naczynie. Wzruszyłem ramionami, sam zaczynając kręcić swoim kółka. — Za silne i niezależne kobiety oraz mężczyzn, którzy nawet czasami też zasługują na te dumne epitety? — spytała ze śmiechem, unosząc nieszczęsny kieliszek i przechylając mocno głowę.
— Nawet czasami, ach ty łaskawczynio — rzuciłem opryskliwie, nie ściągając z ust firmowego uśmiechu i za chwilę stukając się naczyniami z nastolatką. — Za nas, panno Wando, za nas i za jakiekolwiek jutro — parsknąłem, krzywiąc się i za chwilę upijając odrobinę ukochanego wina mamusi.
Mojego w sumie też.
Potem mogłem tylko zerkać wyczekująco na dziewczynę i jej pierwsze, poważne posunięcie w kierunku alkoholizmu, który i tak każdego z nas dopadnie, powiedzmy sobie szczerze.
Wystarczy przypomnieć sobie o papierach, które na mnie czekają. Od razu ma ochotę człowiek rzucić się po butelkę jakiejś wódki, a potem rozjebać ją sobie na łbie, prawda?
Nawet nie czekałem dłużej, wziąłem kolejnego łyka i zacząłem się zastanawiać, jakim prawem ja się znalazłem w aż takim bagnie.
Do CV sobie wpiszesz, mówili.
Będzie fajnie, mówili.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz