Dzień mijał za dniem, Foma zdążył już po cichu wymknąć się do domu, zostawiając za sobą zdecydowanie za dużo swoich rzeczy, które tylko przypominały mi o jego aktualnym stanie.
Ja za to po prostu unosiłam się na wietrze, nie robiąc ze sobą zupełnie nic, nie interesując się wyjątkowo niczym i również o niczym nie myśląc. Bo po co, jeżeli i tak często na myślenie było za późno.
Czasami pisałam do Yamira, czasami siedziałam z Renulą czy po prostu z mikroskopem, rozpisywałam krzyżówki genetyczne i się uczyłam, czytałam i oglądałam głupie romansidła, wychodziłam sama do miasta, by pokręcić się po parku mimo chłodnej pogody.
Miałam wrażenie, że czas zwalniał coraz bardziej i jakoś nie chciało mi się wierzyć, że znajdowałam się już w poważnej, czwartej klasie, wkuwając do głowy coraz poważniejsze formułki. I może troszkę zastanawiając się nad swoją przyszłością i rozważając, czy aby na pewno całe swoje życie chce spędzić po roślinkach.
I tak właśnie w końcu stanęłam przed Nivanem siedzacym na ławce z papierosem zwisającym z ust. Nivanem zdecydowanie ubranym za cienko, zdecydowanie za bardzo zmarnowanym i zdecydowanie za bardzo przygaszonym. Zmarszczyłam brwi, chowając nos za szalikiem i spoglądając na niego wymownym wzrokiem.
— Ja chyba potrzebuję przerwy — westchnął cicho, spoglądając na mnie tymi błękitnymi oczkami, które jeszcze kiedyś śniły mi się po nocach.
Zmarszczyłam jeszcze bardziej czoło, dłonią pokazując, by troszkę się przesunął.
— Nivan, co się dzieje — mruknęłam, siadając ostatecznie obok niego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz