czwartek, 10 maja 2018

Kochanie przestań ryczeć [10]

Szeroki uśmiech, delikatne drgnięcie, bo jednak Walsh był wysoki. O kilka centymetrów wyższy niż James, o dobre dwadzieścia centymetrów wyższy ode mnie, a cały mój umysł wrzeszczał, żeby się odsunąć, gdy chłopak, nie, mężczyzna ujął mnie pod ramię. Był o wiele lepiej zbudowany niż przeciętny bachor w trybie Miraclesa, choć obecność obu jegomościów przytłaczała na w miarę podobnym poziomie, na tyle, żeby należało zwolnić oddech, oczyścić umysł i z nieskazitelnym uśmiechem przeć dalej.
— Powodzenia pomiędzy tymi niby krwiożerczymi szczurami, żeby ciebie tylko żaden nie przydusił w pewnym momencie, bo szkoda by było — stwierdzi, na co zmrużyłam z zaciekawieniem oczy. — Wszelakie ustawiane zamążpójścia to strzały w nogę, niby wychodzą, ale nie wyciskają wszystkiego, co się da, ba, wręcz blokują cały potencjał jednostki — prychnął, zanim ponownie nałożył pozornie wesolutką maskę. — Och, panienka zdecydowanie będzie mile zaskoczona, w końcu prowadzę ją do najlepszej kawiarni w całym mieście.
— Spodziewałam się raczej wersji z "Nie poleć na pierwszego z dużym portfelem" czy "Nie zgrywaj Czarnej Wdowy na ślubnym kobiercu przynajmniej przed trzecim mężem", poza tym, hej, jestem dużą dziewczynką, potrafię o siebie zadbać — odparłam nieco bardziej na serio. — I ten fałszywy uśmiech, ej, jaki on ma numer, dwadzieścia osiem? Nieważne, wcale ci nie przystoi. Wolę ten w typie "Zaraz cię zabiję, ale poudaję, że jeszcze zostało we mnie trochę człowieka" — wymamrotałam pod nosem, obserwując jak twarz chłopaka tężeje, zanim tylko prychnęłam z rozbawieniem. — Okey, nie znam się na gierkach, ale chujowo wyglądasz, gdy udajesz, że wszystko jest cudowne. To gdzie w końcu idziemy, bo ten przydomek najlepszej niewiele mi mówi?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis